niedziela, 20 stycznia 2008

Rozdz. 7: KARAKAL I KORSARZ cz. 1



Cisza - po życia gwarze - nagroda?
Coś, czym możemy się upajać...
Ktoś, kto w potrzebie rękę podał...
Czas, w którym się możemy kajać...
Cisza żyje przez wiek określony
i kona, gdy brakuje nam dźwięków !,
znów! porywających! w tan szalony ! -
- Jeżeli znów masz ciszę - podziękuj...
................................................................

Przejmująca cisza była w lochach.
Zmianą była kromka o poranku,
zakrapiana łzami, gdy ktoś szlochał
i zatęchła woda w brudnym dzbanku.
Jeńców wkrótce do ściany przykuto,
nawet ranny nie zmienił zwyczaju...
Adrian drażnił strażników swą butą
a Serene, uczona w swym kraju,
opatrunek Magowi robiła.
Kiedy furtę głucho zatrzaśnięto,
po strażnikach cisza zstąpiła...

Karakal zaparł się o ścianę piętą,
szarpnął na boki hak dogięty,
naparł swym ciałem ! Siły wytężył !...
Niepowodzeniem niezbyt przejęty...
Szarpnął ponownie... mięśnie naprężył
i... wyrwał ! Odłamki muru sypnęły...
Zdobytym hakiem jak dźwignią władał,
ogniwa łańcucha się rozsunęły... !
Wszystkich uwolnił... Nadgarstki zbadał -
- nie obyło się bez otarć skóry.

- Co nam to daje... - spytała Serene -
- gdy stan Torana teraz ponury ? -
- Cierpliwości - ma inne przeznaczenie ! -
I wspomniał Karakal Mroczną Jaskinię,
rany Torana, jego ozdrowienie.
- Wy czuwajcie, aż stan Maga minie.
Ja przygotuję Yandzie pozdrowienie. -
Tu wyciągnął papirus i pióro,
rozłożył na więziennej pryczy,
krew popłynęła pod naciętą skórą -
krzyknęło serce, chociaż wszystko milczy:

"Za kilka godzin świt nastanie nowy,
Yando ma śliczna ! Dzięki Toranowi
dusza ponownie związała się z ciałem !
Strzępy obrazów... pamiętam... widziałem
Ciebie, najpiękniejsza, w wizjach jasnych:
w komnatach tak przestronnych, tak ciasnych;
niespokojną lub zalaną łzami...
Zawsze czułem więź pomiędzy nami...
Czy będąc wśród żywych czy też martwych,
zawsze do Ciebie dążę, uparty.
To mnie trzymało na światów granicy !
Trudno mi mą miłość trzymać w tajemnicy,
wykrzyczeć bym pragnął na wszystkie strony !
Jestem przez ludzi, przestrzeń oddalony...
... Z Toranem się dzieje niepojęta sprawa !
Rozświetla się światłem białym jak zjawa,
jego postać jakaś siła unosi
i , chociaż całość dziwny opar zrosił,
mróz nas przenika do szpiku kości !
Może ratunek ? Nadzieja gości
w sercach naszych chyba nie bez racji -
- ciałem Torana wstrząsa seria wibracji
i... znika on nagle znad łoża swego !...
To Koniec ?... Nie widziałem takiego
kresu u zwierząt ani u ludzi !...
Ale proces trwa ! Nadzieja się budzi,
bo opar widzimy i... zarys ciała !
Zwrócono Torana ! Bogom za to chwała !
Znów seria wibracji - lecz wolno zanika...
brak śladów obrażeń... powieki odmyka... "

Skupieni wszyscy przy łożu Torana -
- zdumieni widokiem, także radośni...
- Ładnie to starca budzić tak z rana ?
Nigdy nie pamiętam, co mi się przyśni.
Co to za miejsce ? Co się zdarzyło ? -
- Toran powoli zaczął kojarzyć.
Serene mówiła, jak to było,
Karakal ponownie - pisać i... marzyć:

"... Powrót Torana z tamtego świata
był dla nas szokiem ! Miłością brata
darzę go za to, kim jest dla Ciebie...
Jest magiem wielkim ! Więc kiedy siebie
będziemy mieli ? - zadam pytanie,
jak tylko Toran na nogi stanie..."

Tu musiał przerwać - dziwne odgłosy
ciszę mąciły... Inni więźniowie ?
To jakiś charkot, to szybkie ciosy
i ciche kroki, stłumione - bowiem
wszystko to działo się coraz bliżej !
Aż zaszurało przy samej kracie
i człowiek w czerni szepnął, jak niżej:
- Tutaj swe rzeczy i klucze macie !
Bunt jest na zamku i w okolicy !
Stronnicy Yandy ścigani wszędzie,
jeszcze niepewnie i w tajemnicy...
Gdy zostaniecie - wasz koniec będzie ! –

Szybko powstali - każdy wziął swoje...
Obcy w ich furcie przekręcił zamek,
Adrian naciągał zbyt długo zbroję...
Karakal szepnął - Kim jesteś, Panie ? -
- To nieistotne - uciekać trzeba !
Biegnijcie za mną, lecz w oddaleniu !
Kiedy ujrzycie choć skrawek nieba,
wejdźcie na okręt i w okamgnieniu
płyńcie na morze - dalej od portu.
Na końcu mola jeden cumuje,
nie spodziewajcie się tu komfortu... -

- Starszy towarzysz się słabo czuje,
więc go poniosę, by nie hamował... -
Tu człowiek w czerni ujął DWA miecze:
- Walka jest pewna - odważne słowa !
Będę przed wami kilka długości.
Idźcie za wzrokiem albo odgłosem
a jeśli przejdę stąd do nicości,
wtedy zajmijcie się własnym losem. -
Karakal spojrzał wybawcy w oczy
(one zostały miejscem odkrytym) -
- Niechaj pomyślność za tobą kroczy !
Szczęśliwy będę - pomóc jej przy tym... –

Obcy wyciągnął zza pleców miecze
i pobiegł naprzód, do wyjścia, cicho.
Wszyscy odczuli jak czas się wlecze...
"Oby nie przyszło znów jakieś licho !"
Wnet mały pochód pośpiesznie ruszył,
też się wtapiając w mrok korytarza.
"Może pułapka ? Kogo nie skusi
bogactwo, wolność - gdy się nadarza ?"
- Karakal pędził jeszcze skwapliwiej,
bo z drugiej strony wzmagał się hałas
i tupot ludzi coraz to bliżej -
"Tylko w szybkości nadzieja cała."

"Kto tu w myślmowie mówić potrafi ?"
- odebrał nagle takie pytanie !?
"Karakal z Rysi ! Każdy ci powie,
jeśli mu łapa na stepie stanie !"-
"Też jestem z Rysi ! Rysica – Matka
kiedyś broniła mnie przed łotrami... "
"Jesteśmy braćmi ! Gdzie twoja klatka ?"-
"Obok więzienia - zaraz za drzwiami !"

Karakal przerwał, gdyż tuż przed nimi
taniec z szablami tańczyło widmo.
Czarne jak śmierć - widzieli żywi !
Jeśli podeszli... życie im brzydło.
Straże wewnętrzne, choć zaskoczone
opór dać twardy tu próbowały.
Przejście na wolność było bronione !
Sereny ręce ciężar zabrały
Karakalowi, co dobył miecza.
Wywinął młynka, robiąc wichurę...
Cele zrobiono z podziemnych pieczar,
gdy przed wiekami wyparto kulturę,
która tu żyła przez lat tysiące !

Olbrzym z rycerzem z furią natarli,
lecz powitanie mieli gorące -
- nowoprzybyli straże też wsparli !
Jednym, Karakal, cięciem uwolnił
człowieka w czerni osaczonego...-
- Dwa do jednego ! - jemu oznajmił.
- Nie ma potrzeby - nie liczę tego ! -
odkrzyknął tamten tuż po przewrocie...

- Karakal ! Adrian ! - Serene woła.
- Tu drzwi na zewnątrz już są otwarte ! -
Chroniąc Torana siekła dokoła,
trzymając z dala zewnętrzną wartę.
I prawie cud był, że z kłębowiska
ludzi, walczących o swoje życie,
wyskoczył Adrian - jak złota iskra -
a z nim Karakal. I gniewne wycie
pozostawili i kanonadę,
o drzwi dębowe, stukotu stali
wściekłych żołdaków - kończąc zabawę -
gdy na żelazną sztabę je zamykali.

Tu też wypadki poszły w złą stronę,
bo kratę w bramie ktoś już opuszczał !
Wojsko nieliczne, choć zaskoczone,
ruszyło w pogoń jak wściekła tłuszcza !
"Hola, braciszku, czyżbyś zapomniał ?"
- słowa w myślmowie Karakal słyszał,
do klatki skoczył - rozwalił odrzwia -
gdzie ryś ogromny głęboko dyszał.
I głos bojowy - mózg świdrujący,
wydał ten olbrzym, ruszając pędem
na szereg wojów, teraz tłoczących
się między sobą. A grupa rzędem
pobiegła prosto do kratownicy...,
która... się wznosi ! Czyje to dzieło !?
Czy ktoś uchyli im tajemnicy ?

- Powiedzcie, co mnie dziś ominęło ? -
- Krotosa gęba się szczerze śmiała,
kiedy nawijał liny na walec.
na krótko grupa wręcz oniemiała,
lecz rzeczywistość pchała ich dalej...
Kratę zamknęli po przekroczeniu,
Krotos zeskoczył z muru na ziemię...
(Trudno by mówić o uniesieniu.)
- Zadziwiające jest wasze plemię ! -
mruknął Karakal już w pełnym biegu,,
niosąc Torana na lewym barku.
- Myślę o życiu swym jak o śniegu !
Nawet bez wrogów nadstawiam karku ! -
- trzęsącym głosem Toran wyrzekał,
lecz widząc z tyłu liczne postacie -
- Nie możesz szybciej ? Na co on czeka !?
Jakby na kostkach miał swoje gacie ! -

A w samym porcie, na końcu mola
mały stateczek nosił się dumnie...
- Stąd odpłynięcie to moja rola ! -
- wykrzyknął Krotos. Żołnierze tłumnie
już nadbiegali. Tu wąsko było,
co też sprzyjało Karakalowi -
- narzędzie śmierci w ręku ożyło !
Ryś stanął obok. Nadbiegli nowi,
którzy swe łuki wzięli do walki -
- świsnęły strzały wnet koło ucha...
Wtem ! Wybuch ! A był przedniej marki !
- Czy znajdę jeszcze chętnego zucha ? -
-Toran formował kolejną kulę,
choć wyrwę w molo zrobił ogromną
i nie znalazło się ciało , które
nie odpływało. Wprost nieprzytomną
bojaźń odczuli liczni piechurzy !
Gnało to wszystko pod mury zamku !
Opowiadali potem o burzy
i jasnym gromie - tuż o poranku.

* * *

poniedziałek, 31 grudnia 2007

Rozdz. 6: KARAKAL I MAGIA cz. 3


Cherson był już osadą dość dużą,
kilkaset domów, tyleż namiotów...
Lecz domorośli znawcy jej wróżą
erę rozkwitu. Wysokich lotów
może przyczyną być spławna rzeka.
Wojna się o nią tylko otarła,
teraz już po niej odległe echa.
Ogromna karczma bramę otwarła
już wczesnym rankiem a śpiewy, krzyki
niosły się razem z zapachem piwa...
Prym tutaj wodził wędrowiec dziki,
nieźle podpity: - I tak to bywa,
kiedy apetyt większy żołądka !
W bitwie pod Orhei, Bitwie Sił Czterech,
daliśmy pieprzu smakom książątka !
Ja zawsze byłem, gdzie pierwszy szereg,
więc świadkiem jestem ówczesnych zdarzeń !
Alardi przywiódł ze sto tysięcy...! -
- Dziesięć tysięcy... - ktoś mruknął w gwarze...
- Nas było pięćset - ni chłopa więcej !
Wiódł nas Karakal, wielki jak dęby,
z których maczugi robił do walki... -

Gawiedź ucichła, otwarła gęby,
dziwiąc się wielce: "Bohater taki ?!"
Z takich to bajań czerpano wieści.
Nie ważne - prawda to czy pozory
i rozrastały się owe treści
aż do rozmiarów... nawet dość sporych.
- Ja dowodziłem tam skrzydłem lewym ! -
- ciągnął nasz głuszec, spłukawszy gardło.
- Swojego ptaszka ! - głos jakiś gniewny...
- A na sam koniec to na mnie padło
walczyć z tym Monstrum, z otchłani rodem,
które uciekło po długiej walce !
Dziś je spotkałem za tamtym brodem !
Mnie wystarczyło pogrozić palcem... -

Cisza jak makiem legła na sali,
nawet siorbania słychać nie było...
Do mówcy obcy przystępowali,
starzec zagadnął: - Ogromną siłą
musisz się cieszyć, o wielki panie !
Ja muszę dotrzeć, wraz z córką moją,
aż do Odesy, nim nów nastanie.
Nadchodzi Monstrum. Już się go boją
rycerz i drągal - moi strażnicy !
Czy za godziwą, dużą opłatą,
mógłbyś, o panie, iść na mej szpicy ? -
- Dużą opłatą ? Więc zgoda na to ! -
I zapłaciwszy, co należało,
spiesznie ruszyli wprost na południe...

- Och, kilka koni by się przydało ! -
- westchnął nasz bajarz. - Byłoby cudnie ! -
A nagle starzec uniósł świstawkę,
krótko w nią dmuchnął - dźwięku nie było -
i zeszli z traktu na bok, na trawkę...
Ze strony lasu się zakurzyło...
Bułany ogier stadko prowadził,
przed samym starcem przysiadł na zadzie !
- Nigdy mnie Mordach jeszcze nie zdradził !
A nasz obrońca luzaka znajdzie...
Gdzież on do licha ? - - Tutaj na drzewie !
Kryj się, uciekaj - ryś dziki goni ! -
- Szybko uciekasz, gdy strachu zarzewie !
Schodź wreszcie z drzewa ! Karakal broni ! -
- Jestem Karakal - to moja matka,
która na stepie mnie wychowała !
Jak się nazywasz ? Co to za gadka ?
Wszystkim nam w karczmie się podobała !
Wiem, że w Ohelii cię nie widziałem... -

- Ja jestem Krotos z Helenów rodu.
Wybacz mi, panie ! W karczmie bajałem,
by dostać strawę. Ale u brodu
faktycznie Monstrum straszne widziałem ! -
- Opisz dokładnie kształty, kolory
i zachowanie tego potwora !
Wiedz też, że pójdziesz przez okres spory
wraz z nami a jeśli skłamiesz - dola
twoja nad wyraz żałosna będzie ! -
- Był twego wzrostu, koloru miedzi,
lecz potężniejszej budowy wszędzie !
Nad przejściem rzeki bardzo się biedził...
a z wami pójdę ! Bezpieczniej będzie ! -

Wnet wyruszyli na koniach kłusem.
Rysica w chaszczach nagle przepadła,
odbiwszy na bok ogromnym susem...
Tu para jeźdźców z grupy odpadła,
zostając z tyłu kilka długości.
- Widzisz, Toranie, że rację miałem.
Ryzyko wszędzie, gdzie pójdę w gości
bo Monstrum zniszczy wszystkich po drodze !
Trzeba odwiedzić maga Corini.
I sam to zrobię ! Zdziwiony srodze
będzie, gdy ujrzy mnie u bram Landii... -
- Ja, Karakalu, jestem już stary,
a jeszcze krzepki i magią władam.
Choć tylko dobru służą me czary...
Pójdę wraz z tobą ! Jeszcze się nadam !
Adrian, Serene to przyjaciele,
co nie opuszczą ciebie w potrzebie...
Ponadto... szczęścia trzeba mieć wiele... -

- Co to za szepty i spiskowanie ? -
- Krotos podjeżdżał wielce radosny.
- W Odesie będzie twe pożegnanie.
Tam też zastanie cię koniec wiosny. -
- Lecz, Karakalu, być to nie może !
Pójdę za tobą do wrót Tartaru,
chytrość i mowa ciebie wspomoże !...-
- Mam tu przyjaciół już pewnych paru...-
- Lecz wszyscy wiedzą, kto z tobą idzie !
Tutaj szpiegować, tam się popytać..
Nie ! Nie opuszczę cię w żadnej biedzie !
Umiem też śpiewać i... trochę czytać... -
- Może istotnie być użyteczny !
Weź, Karakalu, to z innej strony:
Był razem z nami - nie jest bezpieczny
a cały pomysł jest tak szalony...! -

* * *

Odesa portem była ogromnym,
kilkaset statków stało na redzie.
Nawet w stolicy ruch bardziej skromny...
- Połowa dobra tym portem jedzie -
- oznajmił Toran - do różnych krajów,
do wszystkich sześciu stron tego świata,
gdzie mnogość praw i mnogość zwyczajów...
Lecz... czy istnieje kraina taka...? -
- Ziemię Helenów ma Mistrz na myśli ? -
- tu Krotos musiał wtrącić słów parę -
- Weź jej beczułkę i do mnie przyślij !
Zakop tam głowę - jako ofiarę.
Ja o Vinlandii mówiłem przecież ! -

Tak żartowali, jadąc przez miasto,
aż do zajazdu z szyldem "O Świcie",
gdzie ich skusiło piwo i ciasto.
Barman tu zwijał się jak w ukropie
(wszyscy palili fajki, wrzeszczeli...)
Toran do niego: - Spójrz tylko, chłopie ! -
I zaraz salę osobną mieli.
Wnet i służących cała gromada
znosić zaczęła miody, mięsiwa.
Sam barman często do sali wpadał,
pytając czego gościom nie zbywa.

- Powiedz nam, panie, jak przeszła wojna ? -
- Krótko i krwawo, Mistrzu Toranie !
Wiadomość tajna - wiadomość hojna -
- przygotowała nas na spotkanie,
choć bundyjczyków Landia też wsparła...
Mobilizacja dała efekty
i wielu wrogów dało tu gardła...
a mieli na nas apetyt wściekły ! -
- Ataku z morza tutaj nie było ? -
- zapytał Krotos dziwnie skupiony.
Brwi uniósł barman - Też się zdarzyło !
Lecz na początku - port oblężony
przez sto okrętów - rzadkie ataki.
Szyprowie nasi a także obcy
abordażami rozbili znaki
na ich grotmasztach ! Co rusz tonący
był okręt Bundii albo landyjski... -
- Znasz się na statkach ? - Karakal spytał
Krotosa szybko. - Ojczyzną wyspy
moją są przecież ! Pomysł mi świta ! -

Tu dźwięki śpiewu i nut dotarły,
chociaż drzwi grube tłumiły głosy...
- Chodźmy, by Muzy z nas dziś wyparły
przykre wspomnienia ! - puściwszy włosy
wyszła Serene, Adrian też poszedł już...
Krotosa Toran wstrzymał spojrzeniem...
- Co to za pomysł ? - - Pomysł ? No cóż !
Zamiast iść lądem, za magii cieniem,
płyńmy wodami Morza naszego,
miniemy Bundii czarne stanice...
Omińmy Landię aby do tego
zajść z drugiej strony wrażą stolicę !
Zrobić to szybko, zrobić to sprawnie !
Corini będzie między młotami !
Może być nawet całkiem zabawnie... -
- Zajmij się lepiej, chłopcze, tańcami ! -

Westchnął Torini do Karakala.
- Zaraz napiszę list do Księżniczki,
wyślę z pomocą Yandy wasala,
która tu dzierży berło prawniczki...-
- Pomysł Krotosa, Mistrzu, nie głupi !
Oszczędzi czasu, ryzyka zdrady... -
- Nie wierzę jemu ! Kto pomysł kupi
kogoś, kto kłamie już dla zasady ?
Ja Morze ledwo - ty nie znasz wcale !
On Morze lepiej zna niż te lądy.
Cóż my poczniemy, gdy w morskim szkwale
gdzieś wypłyniemy na obce prądy ?
Prawdy nie mówi - to wiem na pewno !
Co więc się kryje za tym uśmiechem ?
A przyciśnięty - historię rzewną
może nam sprzedać za głupim echem ! -
- Mistrzu, więc szpiega Corini wysłał ? -
- Cóż, nie wykluczam i takiej sprawy.
Czuwajcie aby się nie domyślił...
Idź, Karakalu, do tej zabawy. -

W karczmie dotąd gwarnej, wesołej,
cisza jak makiem legła na stołach.
A czemu Krotos buzuki w swojej
ręce zatrzymał ? ... Cisza dokoła...
Szarpnięte struny obraz zmazały,
rzuciły dusze w dalekie strony,
pofrunął w niebo tenor wspaniały
a w treści swojej... głos nieskończony:


....Znów obraz mych rodzinnych stron
....Dłoń spracowana - matki dłoń
....i wzgórza, gdzie rodzinny został dom...
....O, kiedy znów powrócę doń ?

............To płacz mój za Ojczyzną,
............to płacz mój za Ojczyzną...
............Jak pragnę znów zobaczyć
............krainę snów moją !
............Minęło tyle lat -
............odżyj mój śnie...
............Coś za duży jest ten świat,
............zamilkł już śmiech...
............To płacz mój za Ojczyzną,
............To płacz mój za Ojczyzną...

....Znów w oczach mam jej słodką twarz
....a w sercu moim wzbiera żal !
....Tak pragnę wrócić, by w ramiona brać,
....lecz los uparcie śle mnie w dal...

............To płacz mój....



W konglomeracie tych nacji wielu
niejeden czekał powrotu chwili
i chociaż w karczmie - jak na weselu,
łzy po kryjomu w rękaw ronili.

- Psie, precz z łapami ! - tumult się zrobił,
kiedy Serene łukiem szerokim
pięścią zdzieliła - stół draba obił !
Ten wnet powstaje, zachodzi bokiem,
sztylet wyciąga - Naucz się, dziwko,
zwracać do panów ! - Serene włosy
w węzeł związała, stanęła szybko !
Pierwsze sztylety zrobiły skosy,
gawiedź na boki szybko uciekła,
krzykiem zagrzała mistrzowskie cięcia...
Serene gracją wszystkich urzekła,
tak przepuszczając okrutne pchnięcia
i błyskawicznie udem toczonym
kopiąc to w boki, to podcinając
(oddech jej nawet nie przyśpieszony)
znacznie hultaja tym osłabiając.
Gdy zblokowali nawzajem ręce,
unikiem zeszła z ataku głową !
Nawet nie zdążył się zdziwić wielce,
gdy go w podbródek rąbnęła nogą !
Padł jak rażony bez przytomności,
lecz leżącego dobić nie chciała...

Wtem, jakiś tumult wszczął się wśród gości !
Pokonanego kompania cała
się wyłoniła! Jak wściekła sfora !
- Na dwór wychodzić, jak pragną jatki ! -
- Idźcie na zewnątrz ! - - Ze dworu fora ! -
- wzmogły się głosy ! Już młodzian gładki
w zbroi dołączył do zwyciężczyni
a za nim olbrzym z mieczem dwuręcznym,
czym zamieszanie wielkie uczynił !
Doszedł też starzec z ostrzem poręcznym
i cała czwórka, chroniąc swe boki,
przez wrota karczmy na plac podeszła...
- Gdzie nasz obrońca ! - rzuciwszy okiem
mruknął Karakal. - Chyba mu przeszła
ochota na to ! Zwłaszcza, że z przodu
jest druga banda ! - - Bo to pułapka ! -
- potwierdził Toran. Uczucie chłodu
przeszło przez wszystkich. - Na nic ta gadka !
- Karakal widział pomimo zmroku. -
- Ja od łuczników dam wam zasłonę ! -
- Serene, Toran - do walki z boków ! -
- Ja, Adrian, plecy wasze ochronię...

- Czy jest Karakal pośród tej grupy ? -
- głos jakiś wybił się wśród ciemności.
- Jestem ! Przed wami ! Z tej całej kupy
łatwiej mi będzie rachować kości ?
Może z dowódcą lepiej powalczę ?
Nie musi ginąć aż tylu ludzi... -
- Tu głos mu przerwał - Wy wszyscy macie
zginąć na miejscu ! Niech się nie łudzi...-

To, co zdarzyło się w ciągu chwili,
nikt wytłumaczyć nawet nie zdołał !
Łucznicy z krzykiem śmierci schodzili,
potem następni ! Czerń szła dokoła
i tylko błyski mieczy zdradzały,
którędy przeszło czarne tornado !
Ciała bezwładne za nim padały...

- Atakujemy ! - krzyknął ze swadą
Karakal, bijąc w następną grupę !
Strach napastników był namacalny,
prawie bez walki padali trupem...!
Dzień ich ostatni ! Dzień ich fatalny !

Pustka i cisza, gdy pośród domów
czwórka stanęła, by złapać oddech.
Toran przeklinał na sto sposobów,
siedząc na ziemi. - Niech mi kto powie,
kiedy Krotosa widział ostatnio ?! -
- No... kiedy śpiewał ! - rzekła Serene.
Adrian potwierdził - Przed tamtą matnią ! -
- On chyba zdradził, zdania nie zmienię ! -
- oznajmił Toran. - Wziął najemników,
aby nas wszystkich tu wykończyli ! -
Karakal przeczy - Mieli bez liku
innych sposobów ! Tylko, że byli,
tutaj w dwóch grupach, nikt nie zaprzeczy !
A te dwa miecze - czy to nie czary
twoje Toranie ? - - Moje to leczyć
ale nie składać ludzi na mary ! -
- A teraz cicho ! - szepnął Karakal.
Dwie grupy idą... wojskowym krokiem.... -
- To chyba straże, nie będę płakał,
bo mi te bójki wychodzą bokiem... -
wyszeptał Adrian, patrząc znacząco -
... o te dziewczyny, co skrzywdzić mogą !-
- Zbyt duża ilość - będzie gorąco !...

I dwa oddziały nadeszły drogą,
w wąskiej uliczce się zeszły prawie,
ściśle blokując ucieczki szanse...
Choć zaskoczeni, półkole żwawiej
czwórka zrobiła. Czy jakieś anse
książęta miasta by do nich mieli ?
Odesa miastem była otwartym.
Każdy tu z obcym się chętnie dzielił
i z tym bogatym i z tym mniej wartym...

- Nie chcę, by bratnia krew się polała ! -
- wystąpił Toran przed towarzyszy -
- Jestem Toran, na dworze mnie znała
elita Księcia ! Czy ktoś mnie słyszy ? -

- Toran u boku naszej Księżniczki !
Tyś jest oszustem - dostałem listy...
- wyszedł dowódca - ...ostatnio liczni
się podszywają ! Rzadko ktoś czysty
wychodzi z dworu... - Włócznie spuszczono
i lekko wparto w obrońców ciała...
- Areszt za burdę, tak orzeczono !
W sądzie rozstrzygnie się sprawa cała !

- Jako wysłannik Księżniczki Yandy...-
Toran nie skończył, bo głownia miecza
w twarz uderzyła ! - Do lochów bandy ! -
- wrzasnął oficer - Opornych sieczem ! -
Dźwignął Karakal z ziemi Torana,
nim oddział ruszył w stronę zamczyska.
Serene się przysunęła - Rana
paskudna ! A przyszłość... jakaś śliska ! -


poniedziałek, 3 grudnia 2007

Rozdz. 6: KARAKAL I MAGIA cz. 2

Cherson był już osadą dość dużą,
kilkaset domów, tyleż namiotów...
Lecz domorośli znawcy jej wróżą
erę rozkwitu. Wysokich lotów
może przyczyną być spławna rzeka.
Wojna się o nią tylko otarła,
teraz już po niej odległe echa.
Ogromna karczma bramę otwarła
już wczesnym rankiem a śpiewy, krzyki
niosły się razem z zapachem piwa...
Prym tutaj wodził wędrowiec dziki,
nieźle podpity: - I tak to bywa,
kiedy apetyt większy żołądka !
W bitwie pod Orhei, Bitwie Sił Czterech,
daliśmy pieprzu smakom książątka !
Ja zawsze byłem, gdzie pierwszy szereg,
więc świadkiem jestem ówczesnych zdarzeń !
Alardi przywiódł ze sto tysięcy...! -
- Dziesięć tysięcy... - ktoś mruknął w gwarze...
- Nas było pięćset - ni chłopa więcej !
Wiódł nas Karakal, wielki jak dęby,
z których maczugi robił do walki... -

Gawiedź ucichła, otwarła gęby,
dziwiąc się wielce: "Bohater taki ?!"
Z takich to bajań czerpano wieści.
Nieważne - prawda to czy pozory
i rozrastały się owe treści
aż do rozmiarów... nawet dość sporych.
- Ja dowodziłem tam skrzydłem lewym ! -
- ciągnął nasz głuszec, spłukawszy gardło.
- Swojego ptaszka ! - głos jakiś gniewny...
- A na sam koniec to na mnie padło
walczyć z tym Monstrum, z otchłani rodem,
które uciekło po długiej walce !
Dziś je spotkałem za tamtym brodem !
Mnie wystarczyło pogrozić palcem... -

Cisza jak makiem legła na sali,
nawet siorbania słychać nie było...
Do mówcy obcy przystępowali,
starzec zagadnął: - Ogromną siłą
musisz się cieszyć, o wielki panie !
Ja muszę dotrzeć, wraz z córką moją,
aż do Odesy, nim nów nastanie.
Nadchodzi Monstrum. Już się go boją
rycerz i drągal - moi strażnicy !
Czy za godziwą, dużą opłatą,
mógłbyś, o panie, iść na mej szpicy ? -
- Dużą opłatą ? Więc zgoda na to ! -
I zapłaciwszy, co należało,
spiesznie ruszyli wprost na południe...

- Och, kilka koni by się przydało ! -
- westchnął nasz bajarz. - Byłoby cudnie ! -
A nagle starzec uniósł świstawkę,
krótko w nią dmuchnął - dźwięku nie było -
i zeszli z traktu na bok, na trawkę...
Ze strony lasu się zakurzyło...
Bułany ogier stadko prowadził,
przed samym starcem przysiadł na zadzie !
- Nigdy mnie Mordach jeszcze nie zdradził !
A nasz obrońca luzaka znajdzie...
Gdzież on do licha ? - - Tutaj na drzewie !
Kryj się, uciekaj - ryś dziki goni ! -
- Szybko uciekasz, gdy strachu zarzewie !
Schodź wreszcie z drzewa ! Karakal broni ! -
- Jestem Karakal - to moja matka,
która na stepie mnie wychowała !
Jak się nazywasz ? Co to za gadka ?
Wszystkim nam w karczmie się podobała !
Wiem, że w Ohelii cię nie widziałem... -

- Ja jestem Krotos z Helenów rodu.
Wybacz mi, panie ! W karczmie bajałem,
by dostać strawę. Ale u brodu
faktycznie Monstrum straszne widziałem ! -
- Opisz dokładnie kształty, kolory
i zachowanie tego potwora !
Wiedz też, że pójdziesz przez okres spory
wraz z nami a jeśli skłamiesz - dola
twoja nad wyraz żałosna będzie ! -
- Był twego wzrostu, koloru miedzi,
lecz potężniejszej budowy wszędzie !
Nad przejściem rzeki bardzo się biedził...
a z wami pójdę ! Bezpieczniej będzie ! -

Wnet wyruszyli na koniach kłusem.
Rysica w chaszczach nagle przepadła,
odbiwszy na bok ogromnym susem...
Tu para jeźdźców z grupy odpadła,
zostając z tyłu kilka długości.
- Widzisz, Toranie, że rację miałem.
Ryzyko wszędzie, gdzie pójdę w gości
bo Monstrum zniszczy wszystkich po drodze !
Trzeba odwiedzić maga Corini.
I sam to zrobię ! Zdziwiony srodze
będzie, gdy ujrzy mnie u bram Landii... -
- Ja, Karakalu, jestem już stary,
a jeszcze krzepki i magią władam.
Choć tylko dobru służą me czary...
Pójdę wraz z tobą ! Jeszcze się nadam !
Adrian, Serene to przyjaciele,
co nie opuszczą ciebie w potrzebie...
Ponadto... szczęścia trzeba mieć wiele... -

- Co to za szepty i spiskowanie ? -
- Krotos podjeżdżał wielce radosny.
- W Odesie będzie twe pożegnanie.
Tam też zastanie cię koniec wiosny. -
- Lecz, Karakalu, być to nie może !
Pójdę za tobą do wrót Tartaru,
chytrość i mowa ciebie wspomoże !...-
- Mam tu przyjaciół już pewnych paru...-
- Lecz wszyscy wiedzą, kto z tobą idzie !
Tutaj szpiegować, tam się popytać..
Nie ! Nie opuszczę cię w żadnej biedzie !
Umiem też śpiewać i... trochę czytać... -
- Może istotnie być użyteczny !
Weź, Karakalu, to z innej strony:
Był razem z nami - nie jest bezpieczny
a cały pomysł jest tak szalony...! -

* * *
Odesa portem była ogromnym,
kilkaset statków stało na redzie.
Nawet w stolicy ruch bardziej skromny...
- Połowa dobra tym portem jedzie -
- oznajmił Toran - do różnych krajów,
do wszystkich sześciu stron tego świata,
gdzie mnogość praw i mnogość zwyczajów...
Lecz... czy istnieje kraina taka...? -
- Ziemię Helenów ma Mistrz na myśli ? -
- tu Krotos musiał wtrącić słów parę -
- Weź jej beczułkę i do mnie przyślij !
Zakop tam głowę - jako ofiarę.
Ja o Vinlandii mówiłem przecież ! -

Tak żartowali, jadąc przez miasto,
aż do zajazdu z szyldem "O Świcie",
gdzie ich skusiło piwo i ciasto.
Barman tu zwijał się jak w ukropie
(wszyscy palili fajki, wrzeszczeli...)
Toran do niego: - Spójrz tylko, chłopie ! -
I zaraz salę osobną mieli.
Wnet i służących cała gromada
znosić zaczęła miody, mięsiwa.
Sam barman często do sali wpadał,
pytając czego gościom nie zbywa.

- Powiedz nam, panie, jak przeszła wojna ? -
- Krótko i krwawo, Mistrzu Toranie !
Wiadomość tajna - wiadomość hojna -
- przygotowała nas na spotkanie,
choć bundyjczyków Landia też wsparła...
Mobilizacja dała efekty
i wielu wrogów dało tu gardła...
a mieli na nas apetyt wściekły ! -
- Ataku z morza tutaj nie było ? -
- zapytał Krotos dziwnie skupiony.
Brwi uniósł barman - Też się zdarzyło !
Lecz na początku - port oblężony
przez sto okrętów - rzadkie ataki.
Szyprowie nasi a także obcy
abordażami rozbili znaki
na ich grotmasztach ! Co rusz tonący
był okręt Bundii albo landyjski... -
- Znasz się na statkach ? - Karakal spytał
Krotosa szybko. - Ojczyzną wyspy
moją są przecież ! Pomysł mi świta ! -

Tu dźwięki śpiewu i nut dotarły,
chociaż drzwi grube tłumiły głosy...
- Chodźmy, by Muzy z nas dziś wyparły
przykre wspomnienia ! - puściwszy włosy
wyszła Serene, Adrian też poszedł już...
Krotosa Toran wstrzymał spojrzeniem...
- Co to za pomysł ? - - Pomysł ? No cóż !
Zamiast iść lądem, za magii cieniem,
płyńmy wodami Morza naszego,
miniemy Bundii czarne stanice...
Omińmy Landię aby do tego
zajść z drugiej strony wrażą stolicę !
Zrobić to szybko, zrobić to sprawnie !
Corini będzie między młotami !
Może być nawet całkiem zabawnie... -
- Zajmij się lepiej, chłopcze, tańcami ! -

Westchnął Torini do Karakala.
- Zaraz napiszę list do Księżniczki,
wyślę z pomocą Yandy wasala,
która tu dzierży berło prawniczki...-
- Pomysł Krotosa, Mistrzu, nie głupi !
Oszczędzi czasu, ryzyka zdrady... -
- Nie wierzę jemu ! Kto pomysł kupi
kogoś, kto kłamie już dla zasady ?
Ja Morze ledwo - ty nie znasz wcale !
On Morze lepiej zna niż te lądy.
Cóż my poczniemy, gdy w morskim szkwale
gdzieś wypłyniemy na obce prądy ?
Prawdy nie mówi - to wiem na pewno !
Co więc się kryje za tym uśmiechem ?
A przyciśnięty - historię rzewną
może nam sprzedać za głupim echem ! -
- Mistrzu, więc szpiega Corini wysłał ? -
- Cóż, nie wykluczam i takiej sprawy.
Czuwajcie aby się nie domyślił...
Idź, Karakalu, do tej zabawy. -

W karczmie dotąd gwarnej, wesołej,
cisza jak makiem legła na stołach.
A czemu Krotos buzuki w swojej
ręce zatrzymał ? ... Cisza dokoła...
Szarpnięte struny obraz zmazały,
rzuciły dusze w dalekie strony,
pofrunął w niebo tenor wspaniały
a w treści swojej... głos nieskończony:
........Znów obraz mych rodzinnych stron
........Dłoń spracowana - matki dłoń
........i wzgórza, gdzie rodzinny został dom...
........Och, kiedy znów powrócę doń ?

................To płacz mój za Ojczyzną,
................to płacz mój za Ojczyzną...
................Jak pragnę znów zobaczyć
................krainę snów moją !
....................Minęło tyle lat -
....................odżyj mój śnie...
....................Coś za duży jest ten świat,
....................zamilkł już śmiech...
................To płacz mój za Ojczyzną,
................To płacz mój za Ojczyzną...

........Znów w oczach mam jej słodką twarz
........a w sercu moim wzbiera żal !
........Tak pragnę wrócić, by w ramiona brać,
........lecz los uparcie śle mnie w dal...

W konglomeracie tych nacji wielu
niejeden czekał powrotu chwili
i chociaż w karczmie - jak na weselu,
łzy pokryjomu w rękaw ronili.

- Psie, precz z łapami ! - tumult się zrobił,
kiedy Serene łukiem szerokim
pięścią zdzieliła - stół draba obił !
Ten wnet powstaje, zachodzi bokiem,
sztylet wyciąga - Naucz się, dziwko,
zwracać do panów ! - Serene włosy
w węzeł związała, stanęła szybko !
Pierwsze sztylety zrobiły skosy,
gawiedź na boki szybko uciekła,
krzykiem zagrzała mistrzowskie cięcia...
Serene gracją wszystkich urzekła,
tak przepuszczając okrutne pchnięcia
i błyskawicznie udem toczonym
kopiąc to w boki, to podcinając
(oddech jej nawet nie przyśpieszony)
znacznie hultaja tym osłabiając.
Gdy zblokowali nawzajem ręce,
unikiem zeszła z ataku głową !
Nawet nie zdążył się zdziwić wielce,
gdy go w podbródek rąbnęła nogą !
Padł jak rażony bez przytomności,
lecz leżącego dobić nie chciała...

Wtem, jakiś tumult wszczął się wśród gości !
Pokonanego kompania cała
się wyłoniła! Jak wściekła sfora !
- Na dwór wychodzić, jak pragną jatki ! -
- Idźcie na zewnątrz ! - - Ze dworu fora ! -
- wzmogły się głosy ! Już młodzian gładki
w zbroi dołączył do zwyciężczyni
a za nim olbrzym z mieczem dwuręcznym,
czym zamieszanie wielkie uczynił !
Doszedł też starzec z ostrzem poręcznym
i cała czwórka, chroniąc swe boki,
przez wrota karczmy na plac podeszła...
- Gdzie nasz obrońca ! - rzuciwszy okiem
mruknął Karakal. - Chyba mu przeszła
ochota na to ! Zwłaszcza, że z przodu
jest druga banda ! - - Bo to pułapka ! -
- potwierdził Toran. Uczucie chłodu
przeszło przez wszystkich. - Na nic ta gadka !
- Karakal widział pomimo zmroku. -
- Ja od łuczników dam wam zasłonę ! -
- Serene, Toran - do walki z boków ! -
- Ja, Adrian, plecy wasze ochronię...

- Czy jest Karakal pośród tej grupy ? -
- głos jakiś wybił się wśród ciemności.
- Jestem ! Przed wami ! Z tej całej kupy
łatwiej mi będzie rachować kości ?
Może z dowódcą lepiej powalczę ?
Nie musi ginąć aż tylu ludzi... -
- Tu głos mu przerwał - Wy wszyscy macie
zginąć na miejscu ! Niech się nie łudzi...-

To, co zdarzyło się w ciągu chwili,
nikt wytłumaczyć nawet nie zdołał !
Łucznicy z krzykiem śmierci schodzili,
potem następni ! Czerń szła dokoła
i tylko błyski mieczy zdradzały,
którędy przeszło czarne tornado !
Ciała bezwładne za nim padały...

- Atakujemy ! - krzyknął ze swadą
Karakal, bijąc w następną grupę !
Strach napastników był namacalny,
prawie bez walki padali trupem...!
Dzień ich ostatni ! Dzień ich fatalny !

Pustka i cisza, gdy pośród domów
czwórka stanęła, by złapać oddech.
Toran przeklinał na sto sposobów,
siedząc na ziemi. - Niech mi kto powie,
kiedy Krotosa widział ostatnio ?! -
- No... kiedy śpiewał ! - rzekła Serene.
Adrian potwierdził - Przed tamtą matnią ! -
- On chyba zdradził, zdania nie zmienię ! -
- oznajmił Toran. - Wziął najemników,
aby nas wszystkich tu wykończyli ! -
Karakal przeczy - Mieli bez liku
innych sposobów ! Tylko, że byli,
tutaj w dwóch grupach, nikt nie zaprzeczy !
A te dwa miecze - czy to nie czary
twoje Toranie ? - - Moje to leczyć
ale nie składać ludzi na mary ! -
- A teraz cicho ! - szepnął Karakal.
Dwie grupy idą... wojskowym krokiem.... -
- To chyba straże, nie będę płakał,
bo mi te bójki wychodzą bokiem... -
wyszeptał Adrian, patrząc znacząco -
... o te dziewczyny, co skrzywdzić mogą !-
- Zbyt duża ilość - będzie gorąco !...

I dwa oddziały nadeszły drogą,
w wąskiej uliczce się zeszły prawie,
ściśle blokując ucieczki szanse...
Choć zaskoczeni, półkole żwawiej
czwórka zrobiła. Czy jakieś anse
książęta miasta by do nich mieli ?
Odesa miastem była otwartym.
Każdy tu z obcym się chętnie dzielił
i z tym bogatym i z tym mniej wartym...

- Nie chcę, by bratnia krew się polała ! -
- wystąpił Toran przed towarzyszy -
- Jestem Toran, na dworze mnie znała
elita Księcia ! Czy ktoś mnie słyszy ? -

- Toran u boku naszej Księżniczki !
Tyś jest oszustem - dostałem listy...
- wyszedł dowódca - ...ostatnio liczni
się podszywają ! Rzadko ktoś czysty
wychodzi z dworu... - Włócznie spuszczono
i lekko wparto w obrońców ciała...
- Areszt za burdę, tak orzeczono !
W sądzie rozstrzygnie się sprawa cała !

- Jako wysłannik Księżniczki Yandy...-
Toran nie skończył, bo głownia miecza
w twarz uderzyła ! - Do lochów bandy ! -
- wrzasnął oficer - Opornych sieczem ! -
Dźwignął Karakal z ziemi Torana,
nim oddział ruszył w stronę zamczyska.
Serene się przysunęła - Rana
paskudna ! A przyszłość... jakaś śliska ! -

niedziela, 25 listopada 2007

Rozdz. 6: KARAKAL I MAGIA cz. 1



Czy przyjaźń jest siostrą miłości ?
Czy też potrafi dozgonnie trwać ?
Ile razy w naszym życiu zagości ?
Strzec jej - czy raczej należy się bać ?
Świat zwierząt nie zna jej wcale,
to raczej wspólne cele, dążenia...
Istnieje tylko u ludzi trwale...
Chyba..., że los wszystko pozmienia.
..............................................................

Rysica, skryta na skraju polany,
śledziła pilnie ruchy człowieka.
Po drugiej stronie rumak bułany
parskał nerwowo. A czas uciekał...
Liżąc płomieniem świeże pieczyste,
ogień to strzelał, to zniżał loty...

- Ach ! - mruknął człowiek - Oczy tak bystre
nie są jak kiedyś. No, może koty
albo sokoły równać się mogły...
Cicho, Mordachu, bo ściągniesz wilki !
Cóż więc poradzić, czas taki podły -
- ubytek siły co roku wielki ! -
Tu zdjął pieczyste, gdzie kamień leży
i się odwrócił, by sięgnąć soli.
A w tejże chwili rysica bieży,
chwyciła mięso, w nogi... -POWOLI !! -
I w obcej mowie wyszło zaklęcie,
które zwierzęciu łapy spętało !
Na nic wysiłki, mężne zacięcie -
- co opaść miało... ! Teraz wisiało !

- Tuś mi złodzieju żarcia cudzego !
Już od godziny cię obserwuję !
Swoje zabieram ! Nic ci do tego !
Zjem teraz - później cię wygarbuję ! -

I wręcz struchlało maleńkie serce,
niezdolne walczyć ani uciekać,
a straszny człowiek, radosny wielce,
zajadał szybko, aż tłuszcz wyciekał.
Coś tam pomruczał, ręką zamachał,
jakby go osa cięta dopadła -
- czas jakby chwilę tu się zawahał
i... tak rysica na ziemię siadła !
Silne to było z glebą zderzenie,
ślepia ujrzały czerwone cętki !
Wykorzystała jednak zdarzenie -
- wystrzelił naprzód ten pocisk giętki!
A wypełnione śpiewem wolności,
serce nuciło melodię cichą,
już nie słyszała gryzionych kości,
umilkł diabelski człowieka chichot.

* * *

Nad brzegiem rzeki, Boh nazywanej,
rosły młodzieniec w żelaznej zbroi,
z wielkim skupieniem twarzy stroskanej
ląd obserwował. - Czy coś się kroi ?
Rysicy nie ma już kawał czasu !
Resztki zapasów na ukończeniu,
przyjdzie samemu ruszyć do lasu...
Mów coś, Serene, ku pocieszeniu ! -
- Mam może tańczyć ? Robić za barda ?
Moja nauka w innym szła celu !
Z Rysicy sztuka chytra i twarda
jak przekonało się o tym wielu...
Ciesz się, Adrianie, że dziś spokojnie.
Nie ma Karakal gonitw czy walki.... -

- Ostatnio nawet za bardzo hojnie
zaczynał bójki i krwawe jatki,
aby wpaść w zwykły letarg za chwilę.
Nawet nie wiemy, gdzie Monstrum drugie ! -
- A tutaj wojnę czuć już na milę...
Popatrz, Adrianie, czy widzisz strugę
co tam do rzeki szeroko wpada ?!
Rysica pędzi jak nigdy dotąd ! -
- Racja, Serene, jest jedna rada.
Brać Karakala i z tą niecnotą
na drugą stronę rzeki uciekać ! -

Wpadła Rysica z warkotem gardła,
co w myślomowie było: "Nie zwlekać !"
i szybko łapy o burty wsparła,
wbijając ślepia w dal, skąd przybiegła.
Boki jak miechy jej pracowały,
lecz widać było, że będzie strzegła
swojego syna. Nie zadawały
pytań niezręcznych owe istoty,
lecz wiosłowały teraz co siły !
Co to ? Tak ! Woń taką tylko koty
czuły, gdy skrzydła wiatru nosiły !
Przeciągły syk odkrył kły straszliwe,
poznała przecież tego człowieka
a klątwy wspomnienie było żywe...
Bułany koń już zarżał z daleka !
Echo przyniosło gorące słowa !
Ręce czyniły esy floresy
i czerń zaklęcia szła przez sitowia !

- Aby go zżarły najgorsze biesy ! -
- klęła Serene, gdy łódź stanęła !
Chociaż stękali z wielkiego wysiłku -
nieubłaganie się cofać zaczęła.

- Oszczędzaj siły ! Chwytów bez liku
ma czarnoksiężnik taki w zapasie ! -
- wychrypiał Adrian, łapiąc oddechy.
- Tak, rada twoja chyba na czasie...
postrzelam z łuku... tak dla uciechy...-
Lecz żadna strzała nie doleciała !
To mag promieniem palił je w locie
a łódź o brzeg się już opierała...

Nagle Karakal, w chorej swej psocie,
z okrzykiem strasznym wyskoczył z łodzi !
Jęknęli wszyscy, gdy znikał w lesie
a straszny jeździec prawie dochodził !
- A tego dokąd licho poniesie ? -
- załamał ręce Adrian z rozpaczy.
Rysica pierwsza w pościg ruszyła,
tylko ostatnie susy zobaczył...
Serene także już w drodze była,
w biegu mocując kołczan i strzały...
- Rusz się ! - krzyknęła. Adrian zasapał,
blachy pancerza mu przeszkadzały,
lecz też właściwy rytm biegu złapał.

A las przywitał ich liści szumem,
skrywając moc tajemnic usilnie.
Szukali tropów, aby rozumem
zbiega i maga odszukać pilnie.
Doszło Adriana: "Tędy, na prawo !"
I mógłby przysiąc, że to Serene.
Ruszyli w drogę nawet dość żwawo...
"Na lewo, górka ! "- kierunek zmienię,
myśli Serene, jak Adrian mieni...
Poszli przed siebie, nie chcąc zaprzestać
gdy wtem... Karakal ! Leży na ziemi !
Nad nim schylona, złowroga postać...!

- Precz od niego ! - Adrian miecz swój dobył,
Serene napięła łuku cięciwy...
Każdy się do walki teraz sposobił,
gdy... Rysica stanęła między nimi !!
Przysiadła na łapach, wyszczerzyła
swą straszną paszczękę, mrużąc ślepia...
Już uszy na karku położyła !
Syknęła ! Szerokie źrenice wlepia !
- Czarem ją omamił, mag przeklęty ! -
- wyszeptał rycerz wielce zdumiony.
- Omińmy ją ! - Serene - W kleszcze wzięty,
mag szybko zostanie wykończony !
Rysicy skrzywdzić nam nie wypada.
Nie wina jej, że czarom uległa ! -
- Gdy to nie pomoże... trudna rada !
Jak nas nie przepuści - to przegra ! -
- Pośpieszmy się, mag coś przy nim gada ! -
Lecz nadaremnie minąć zwierza chcieli,
który, cofając się, wnet wypadał
kolejno na nich, tak, że musieli
zmieniać pozycję lub wręcz się cofać !

- Wystarczy ! - mag stanął przy Rysicy -
- Nikomu już nie będziecie ufać ?
Zwierz mądrzejszy - jesteście jak dzicy !
Jestem Toran - mag nadworny Yandy,
przybyły, by zdjąć swą magią czary !
Konie zajeżdżam, szukając bandy,
gdzie rozum i siła - nie tworzą pary !
Karakal żyje, leży spokojnie,
związany czarem snu ożywczego.
Obdarowany przez bogów hojnie,
jak nie przerwiecie, to wyjdzie z tego !
Nawet Rysica w lot zrozumiała,
choć myślomowa jeszcze uboga,
że jeśli szansa jest nawet mała,
to tylko tędy wiedzie ta droga !
Tam, gdzie konieczne jest rozpoznanie,
to nogi za pas biorą wojacy !
Tam gdzie rozmowa i racji danie -
- na starca idą - jak zbójcy jacyś !
Tropów nie czytać ? Jak w myślomowie
bym nie powiedział, gdzie i którędy... ?!

- Wybacz nam, Panie ! Każdy to powie,
żeś człowiek mądry, także przebiegły ! -
- Tutaj Serene swą dyplomacją
starego maga ujęła wielce.
Czerwony Adrian, wywodów racją
już przekonany, ujęty sercem,
bąknął "przepraszam" i się przybliżył
do leżącego wznak Karakala.
Patrzył uważnie w twarz, aż się zniżył -
- widać już było, że śmierć się oddala...
Lica w rumieńcach, oddech jak trzeba,
po ranach ledwo szramy zostały.
Zdumiony wielce szepnął - "O, nieba !
Tobie, Toranie, mało pochwały !" -

* * *

środa, 21 listopada 2007

Rozdz. 5: KARAKAL I KSIĄŻĘ cz. 3

Niebo płakało od godzin wielu
nad czasem przeszłym, tym co jest teraz.
Wiatr wył ponuro na Mroczną Czeluść
i Matka - Ziemia wzdychała nieraz.
Ta Mroczna Czeluść, węszący opar,
szukała żeru: krwi i cierpienia,
niechcianej śmierci i jęku ofiar...
Cudzej energii - to bez wątpienia.
Śmierci bez sensu, śmierci przedwczesnej
i tłumaczonej pustymi słowami,
promieniującej żalem bezkresnym...
Ta Mroczna Czeluść jest między nami !

Tu straże przednie marsz poprzedzały,
bowiem Alardi kazał iść do przodu.
Gęsty deszcz i zmęczenie dniem całym -
- do niepokoju nie ma powodu.
Ale znikają, jeden po drugim
żołnierze straży za sprawa cieni.
Ciała ciągnione do krzaków, strugi...
To już ostatni, nic już nie zmieni !
I wtedy doszły Landii oddziały
pod sztuczne wały, bardzo szerokie.
- Straże nas przecież nie uprzedzały ! -
- mruczał Alardi rzucając okiem.
I wtem ożywił się wał i runął,
tu deszczem strzał, tam gradem kamieni !
Szeregów wroga jakby ktoś ujął !...

- Cofnąć oddziały ! To nic nie zmieni ! -
- głos Alardiego, głos otrzeźwienia,
cofał panikę, tak jak oddziały.
- Karakal ! Karakal ! - do uderzenia
ruszyli konni, przez wyłom mały.
Było ich tylko tysiąc, nie więcej,
ale na wale było ich mrowie !
Każdy coś z broni trzymał w swej ręce...
I uderzyli karakalowi
w pierwsze oddziały najeźdźcy - księcia !
Trudno odmówić im wielkiej klasy,
gdy się zderzyli ! Impetu, cięcia
nie wytrzymały zmęczone masy,
wręcz tratowane, spychane, kłute...
Ale Alardi już jazdę swoją
pcha na ratunek ! Ma mniejszą butę,
widząc, że tutaj tak nie ustoją !
Karakal teraz, widząc konnicę,
cofał swój oddział za wał bezpieczny.
A sam stanowił tu jego szpicę,
trzymając wielki miecz obosieczny,
straszył postawą, efektem walki,
zwalając konnych cięciem szerokim...
Bronił swych druhów sposobem takim -
- Adrian, Serene - chronili boki.
Także kontratak musiał się wstrzymać,
choć niezależnie przyszły rozkazy,
bo gęste strzały z wału zatrzymać
mogły na zawsze większość tym razem.

- Zapalić ognie, opatrzyć rannych ! -
krzyknął Karakal. - Konie do tyłu ! -
I żadnych pochwał czy słów nagannych,
tak sprawnie działano, mimo tylu
zadań różnych, jak i przemęczenia.

- Część kukieł wolno rzucać do ognia ! -
tu Adrian przejął funkcje dowodzenia.
- Odpoczywa część do północy, do dnia
część druga! Warty przed wał do cienia ! -
- Nie dopuściłeś do zwierząt ataku ? -

spytała Serene, tak od niechcenia.
- Za wcześnie ! Czekam jednego znaku...-
Karakal na to -...na tyłach wroga.-
- Teraz odpocznij przed drugim starciem.
Patrz ! Niebo czyste ! Oby nam pogoda
oraz bogowie sprzyjali otwarcie !
...................................

"Kochana Yando ! List łzy Twe otrze,
jeśli gońcowi uda się dotrzeć.
Tu pod Ohelią wał był zrobiony,
widzimy wroga pierwsze zagony.
Kukły na wale nas pomnożyły,
Alardi nie wie, że nie mam siły.
Jeśli bogowie będą łaskawi,
mój plan powiedzie a oddział sprawi,
przyjdę do Ciebie jako zwycięzca.
Twemu ludowi nie brak tu męstwa
i poświęcenia, by bronić kraju !
Wybacz, kochana ! Nie jest w zwyczaju
pisać o wojnie w liście miłosnym.
Zawsze jestem w nastroju radosnym,
gdy mam Twe listy, myślę o Tobie...
Ach, dotrzeć do Ciebie jakimś sposobem !
Wiesz, że miłością na wieczność pałam...
Muszę już kończyć ! Czas nie pozwala..."
...................................


A wczesnym świtem strony ujrzały:
jedni - wał ziemny, wraz z palisadą,
drudzy - namioty, co w głębi stały
tejże doliny. Ale fasadą
armii Alarda były oddziały
w szyku bojowym. Te piesze z przodu,
głównie łucznicy - oddział niemały.
Alardi nawet nie stworzył odwodów.

- Ruszają - Serene - całkiem sprawnie.-
Poszły wzdłuż wału te ostrzeżenia.
- Aż do rozkazu - zanim nie padnie,
sposobu walki niech nikt nie zmienia ! -
Ruszyli w milczeniu - wolno, złowrogo...
Szyk się rozwijał, tarcze uniosły.
Nie było czasu zająć się trwogą,
chorągwie Landii w górę się wzniosły
i przyśpieszyli ! Teraz łucznicy -
ostrza śmiertelne szybko frunęły
jako posłańcy złej tajemnicy !
Liczne zastępy na wał się wspięły -
pod palisadą względnie bezpieczni.
Strzały obrońców dziś rzadkie były !
Karakal ujął miecz obosieczny !
Ściął te postacie, co wychyliły
razem z włóczniami hełmiaste głowy !
Tumult się podniósł i ryk nad polem !
Tu wojsk Alarda trzeba połowy,
aby utrzymać ataku rolę !
Wściekłość, zacięcie, krzyki rozpaczy,
twarze nabrzmiałe, usta rozwarte !
Karakal mieczem swe ciało otoczył,
już szyki wroga na pół rozdarte !
- Karakal ! - hasło dodało siły
i tym co ranni i tym wątpiącym.
Ruszyli ławą, jak piorun biły
miecze i włócznie ! Wróg nastający
ścisnął szeregi - doszły posiłki !

- Karakal ! - okrzyk szedł pod niebiosa,
znów wzbudził trwogę, woje zamilkli !
- Wołaj posiłki ! - Serene głosem
ochrypłym nieco - z trzema walczyła !
- Nie było znaku ! - do niej doskoczył,
ściął przeciwników (zmęczona była ),
znów się na miejsce jak taran wtoczył.
Bitwa na całej linii więc wrzała,
gdy od południa wzmogły się krzyki !
Karakal spojrzał ! Jest ! Górowała
postać znajoma. Z uporem dzikim
Monstrum dążyło do Karakala !
Kto mu na drodze, ten tylko wrogiem !
Choć go zalała bundyjska fala,
to mieczem przez nich rąbał swą drogę !
Przed nim zadanie ! I uwolnienie
od pętli czaru strasznego maga !
Trupami zasłał za sobą ziemię...
Biada żyjącym ! I martwym biada !
A z jego boków zwierzęta pchały
rozstępujące się wojska Alarda.
Podejść do Monstrum nawet nie śmiały !
Lecz w drapieżnikach dusza jest harda...

Karakal wrogów roztrącił mieczem,
wskoczył na pale, wzrok w dal zatopił !
"Niech każda grupa swoje usiecze !" -
- dał rozkaz zwierzętom i znak zrobił.
I zaroiły się stoki z boków !
To z lewej żubrów moc w szyku zwartym,
tak blisko wału, z samego rogu...
Nikt tu nie został ! Alard uparty,
próbował łatać wyrwę powstałą,
kiedy... przepadły z tyłu oddziały !
Po łosiach, jeleniach nie pozostało
wielu do walki ! Grupy pierzchały !

- Na koń i na nich ! - brzmiały rozkazy.
Adrian i inni wyłom zrobili...
- Karakal ! - wystarczyło dwa razy,
by się Alarda woje pogubili.
Ruszyli ławą, choć szła połowa
i z drugiej strony Monstrum się zbliżało !
Swoje robiła zwierzyna płowa
a wrogów - już pozostało mało...

I stało się ! Na siebie patrzyli !
Wszyscy zamarli w oczekiwaniu...
Potwór do przodu się nieco pochylił,
jakby przypatrywał specjalnemu daniu...
Wnet rozpoznał, bo ulgi westchnienie
wyjść się zdawało z czarnej gardzieli.
Karakal pamiętał tamto zdarzenie,
co go zmusiło do nagłej kąpieli.
Przyjrzał się uważnie wielkiej postaci...
Gdy zajrzał w oczy (jasne szczeliny),
to jakby smutek bezbrzeżny zobaczył -
- jak po utracie kochanej dziewczyny.
Zrozumiał przymus - mieczem honor oddał
i... Zaskoczenie ! Jemu też oddano !
Potwór strzaskane miał oba biodra,
dłoń uszkodzoną oraz kolano.

Szczęknęły miecze, skry sypiąc dokoła,
walka się zaczęła jakby nieco wolno.
Siłą ciosu Monstrum przewyższało zgoła !
Odpowiedź była flintą górną, dolną.
Karakal szybko swe pozycje zmieniał -
- to z lewej, to z prawej zachodząc strony !
I drżała pod ich stopami ziemia,
wciąż przyśpieszając ten rytm szalony,
bo Karakal wiedział, że Monstrum powolne,
może reagować tu do pewnych granic !
Lecz czy ludzkie ciało jest też zdolne ?
I Monstrum czuło, że wszystko na nic,
jeżeli szybko tej walki nie skończy !
Wtem Karakal z nadludzką wręcz siłą
ciął w bok odsłonięty, bez opończy !
Miecz się złamał !... Szczęście się skończyło ?!...

Opadły ramiona i miecz potwora,
żałosny jęk im uszy przewiercił...
Pękł w pasie przecięty ! Wreszcie zmora
czaru kończyła się w ramionach śmierci !
Wrzasnęli Vinlandczycy w zapale,
rozbrajać wnet najeźdźców zaczęli...
Karakal teraz, w zwycięstwa chwale,
też Adrian z Sereną podejść chcieli, g
dzie Monstrum leżało, konając w ciszy...

- Udało się tobie ! - głos Poliniego !
Mag z Landii i zemsta za księcia !
- Już drugi idzie ! Nie ciesz się z tego,
bo ważne czyje ostatnie cięcia ! -
I nie jest jasne, jak to się stało !
Monstrum resztkami sił swego życia,
szpony wbiło w Karakala ciało !
.........................................


Leciał nad polem, gdzie bitwę toczył.
Wiedział, że księstwo to ocalało,
bo oddział jego z jeńcami kroczył...
Lecz co TU robi ? Tak blisko nieba !?
Spogląda z góry ptakom podobny !
Czy, aby przeżyć, zginąć potrzeba ?
Poczuć się lekko, poczuć swobodnym...
Na dole Adrian rwie włosy z głowy,
Serene niszczy zwłoki potwora...
- Czy ja na PRZEJŚCIE jestem gotowy ?
Czy to ostatnia już na mnie pora ?
Yando, kochana, co teraz będzie ?
Nie nazwę Ciebie już żony mianem...
Szukałem Ciebie... Szukałem wszędzie ! -

Wtem ! Widzi Yandę piękną jak ranek,
chce do niej mówić, uścisnąć dłonie...
(Ona nie widzi - choć patrzy na niego.)
Rzec o miłości, o przyszłej żonie...
To niemożliwe ! Nie słyszy tego,
pragnie ją dotknąć - lecz dłoń przenika...

Nadchodzi Toran: - Są wieści, Pani !
Bitwa wygrana, z runów wynika...
Lecz Karakala ten potwór zranił !
Magię wyleczyć można czarami -
- nie sposobami ludziom znanymi.
Czy mi pozwolisz tam jechać, Pani ?
Już drugie Monstrum goni za nimi !
......................................


A rzeką Nistru łodzią płynęli
rysica, rycerz i amazonka.
Rannego olbrzyma ze sobą wzięli,
choć nie czuł wiatru i nie czuł słonka.
I los przekorny znowu oddala
od ukochanej i od Vinnycji,
nieprzytomnego z ran Karakala,
skazując teraz na czas banicji.