niedziela, 25 listopada 2007
Rozdz. 6: KARAKAL I MAGIA cz. 1
Czy przyjaźń jest siostrą miłości ?
Czy też potrafi dozgonnie trwać ?
Ile razy w naszym życiu zagości ?
Strzec jej - czy raczej należy się bać ?
Świat zwierząt nie zna jej wcale,
to raczej wspólne cele, dążenia...
Istnieje tylko u ludzi trwale...
Chyba..., że los wszystko pozmienia.
..............................................................
Rysica, skryta na skraju polany,
śledziła pilnie ruchy człowieka.
Po drugiej stronie rumak bułany
parskał nerwowo. A czas uciekał...
Liżąc płomieniem świeże pieczyste,
ogień to strzelał, to zniżał loty...
- Ach ! - mruknął człowiek - Oczy tak bystre
nie są jak kiedyś. No, może koty
albo sokoły równać się mogły...
Cicho, Mordachu, bo ściągniesz wilki !
Cóż więc poradzić, czas taki podły -
- ubytek siły co roku wielki ! -
Tu zdjął pieczyste, gdzie kamień leży
i się odwrócił, by sięgnąć soli.
A w tejże chwili rysica bieży,
chwyciła mięso, w nogi... -POWOLI !! -
I w obcej mowie wyszło zaklęcie,
które zwierzęciu łapy spętało !
Na nic wysiłki, mężne zacięcie -
- co opaść miało... ! Teraz wisiało !
- Tuś mi złodzieju żarcia cudzego !
Już od godziny cię obserwuję !
Swoje zabieram ! Nic ci do tego !
Zjem teraz - później cię wygarbuję ! -
I wręcz struchlało maleńkie serce,
niezdolne walczyć ani uciekać,
a straszny człowiek, radosny wielce,
zajadał szybko, aż tłuszcz wyciekał.
Coś tam pomruczał, ręką zamachał,
jakby go osa cięta dopadła -
- czas jakby chwilę tu się zawahał
i... tak rysica na ziemię siadła !
Silne to było z glebą zderzenie,
ślepia ujrzały czerwone cętki !
Wykorzystała jednak zdarzenie -
- wystrzelił naprzód ten pocisk giętki!
A wypełnione śpiewem wolności,
serce nuciło melodię cichą,
już nie słyszała gryzionych kości,
umilkł diabelski człowieka chichot.
* * *
Nad brzegiem rzeki, Boh nazywanej,
rosły młodzieniec w żelaznej zbroi,
z wielkim skupieniem twarzy stroskanej
ląd obserwował. - Czy coś się kroi ?
Rysicy nie ma już kawał czasu !
Resztki zapasów na ukończeniu,
przyjdzie samemu ruszyć do lasu...
Mów coś, Serene, ku pocieszeniu ! -
- Mam może tańczyć ? Robić za barda ?
Moja nauka w innym szła celu !
Z Rysicy sztuka chytra i twarda
jak przekonało się o tym wielu...
Ciesz się, Adrianie, że dziś spokojnie.
Nie ma Karakal gonitw czy walki.... -
- Ostatnio nawet za bardzo hojnie
zaczynał bójki i krwawe jatki,
aby wpaść w zwykły letarg za chwilę.
Nawet nie wiemy, gdzie Monstrum drugie ! -
- A tutaj wojnę czuć już na milę...
Popatrz, Adrianie, czy widzisz strugę
co tam do rzeki szeroko wpada ?!
Rysica pędzi jak nigdy dotąd ! -
- Racja, Serene, jest jedna rada.
Brać Karakala i z tą niecnotą
na drugą stronę rzeki uciekać ! -
Wpadła Rysica z warkotem gardła,
co w myślomowie było: "Nie zwlekać !"
i szybko łapy o burty wsparła,
wbijając ślepia w dal, skąd przybiegła.
Boki jak miechy jej pracowały,
lecz widać było, że będzie strzegła
swojego syna. Nie zadawały
pytań niezręcznych owe istoty,
lecz wiosłowały teraz co siły !
Co to ? Tak ! Woń taką tylko koty
czuły, gdy skrzydła wiatru nosiły !
Przeciągły syk odkrył kły straszliwe,
poznała przecież tego człowieka
a klątwy wspomnienie było żywe...
Bułany koń już zarżał z daleka !
Echo przyniosło gorące słowa !
Ręce czyniły esy floresy
i czerń zaklęcia szła przez sitowia !
- Aby go zżarły najgorsze biesy ! -
- klęła Serene, gdy łódź stanęła !
Chociaż stękali z wielkiego wysiłku -
nieubłaganie się cofać zaczęła.
- Oszczędzaj siły ! Chwytów bez liku
ma czarnoksiężnik taki w zapasie ! -
- wychrypiał Adrian, łapiąc oddechy.
- Tak, rada twoja chyba na czasie...
postrzelam z łuku... tak dla uciechy...-
Lecz żadna strzała nie doleciała !
To mag promieniem palił je w locie
a łódź o brzeg się już opierała...
Nagle Karakal, w chorej swej psocie,
z okrzykiem strasznym wyskoczył z łodzi !
Jęknęli wszyscy, gdy znikał w lesie
a straszny jeździec prawie dochodził !
- A tego dokąd licho poniesie ? -
- załamał ręce Adrian z rozpaczy.
Rysica pierwsza w pościg ruszyła,
tylko ostatnie susy zobaczył...
Serene także już w drodze była,
w biegu mocując kołczan i strzały...
- Rusz się ! - krzyknęła. Adrian zasapał,
blachy pancerza mu przeszkadzały,
lecz też właściwy rytm biegu złapał.
A las przywitał ich liści szumem,
skrywając moc tajemnic usilnie.
Szukali tropów, aby rozumem
zbiega i maga odszukać pilnie.
Doszło Adriana: "Tędy, na prawo !"
I mógłby przysiąc, że to Serene.
Ruszyli w drogę nawet dość żwawo...
"Na lewo, górka ! "- kierunek zmienię,
myśli Serene, jak Adrian mieni...
Poszli przed siebie, nie chcąc zaprzestać
gdy wtem... Karakal ! Leży na ziemi !
Nad nim schylona, złowroga postać...!
- Precz od niego ! - Adrian miecz swój dobył,
Serene napięła łuku cięciwy...
Każdy się do walki teraz sposobił,
gdy... Rysica stanęła między nimi !!
Przysiadła na łapach, wyszczerzyła
swą straszną paszczękę, mrużąc ślepia...
Już uszy na karku położyła !
Syknęła ! Szerokie źrenice wlepia !
- Czarem ją omamił, mag przeklęty ! -
- wyszeptał rycerz wielce zdumiony.
- Omińmy ją ! - Serene - W kleszcze wzięty,
mag szybko zostanie wykończony !
Rysicy skrzywdzić nam nie wypada.
Nie wina jej, że czarom uległa ! -
- Gdy to nie pomoże... trudna rada !
Jak nas nie przepuści - to przegra ! -
- Pośpieszmy się, mag coś przy nim gada ! -
Lecz nadaremnie minąć zwierza chcieli,
który, cofając się, wnet wypadał
kolejno na nich, tak, że musieli
zmieniać pozycję lub wręcz się cofać !
- Wystarczy ! - mag stanął przy Rysicy -
- Nikomu już nie będziecie ufać ?
Zwierz mądrzejszy - jesteście jak dzicy !
Jestem Toran - mag nadworny Yandy,
przybyły, by zdjąć swą magią czary !
Konie zajeżdżam, szukając bandy,
gdzie rozum i siła - nie tworzą pary !
Karakal żyje, leży spokojnie,
związany czarem snu ożywczego.
Obdarowany przez bogów hojnie,
jak nie przerwiecie, to wyjdzie z tego !
Nawet Rysica w lot zrozumiała,
choć myślomowa jeszcze uboga,
że jeśli szansa jest nawet mała,
to tylko tędy wiedzie ta droga !
Tam, gdzie konieczne jest rozpoznanie,
to nogi za pas biorą wojacy !
Tam gdzie rozmowa i racji danie -
- na starca idą - jak zbójcy jacyś !
Tropów nie czytać ? Jak w myślomowie
bym nie powiedział, gdzie i którędy... ?!
- Wybacz nam, Panie ! Każdy to powie,
żeś człowiek mądry, także przebiegły ! -
- Tutaj Serene swą dyplomacją
starego maga ujęła wielce.
Czerwony Adrian, wywodów racją
już przekonany, ujęty sercem,
bąknął "przepraszam" i się przybliżył
do leżącego wznak Karakala.
Patrzył uważnie w twarz, aż się zniżył -
- widać już było, że śmierć się oddala...
Lica w rumieńcach, oddech jak trzeba,
po ranach ledwo szramy zostały.
Zdumiony wielce szepnął - "O, nieba !
Tobie, Toranie, mało pochwały !" -
* * *
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz