Niebo płakało od godzin wielu
nad czasem przeszłym, tym co jest teraz.
Wiatr wył ponuro na Mroczną Czeluść
i Matka - Ziemia wzdychała nieraz.
Ta Mroczna Czeluść, węszący opar,
szukała żeru: krwi i cierpienia,
niechcianej śmierci i jęku ofiar...
Cudzej energii - to bez wątpienia.
Śmierci bez sensu, śmierci przedwczesnej
i tłumaczonej pustymi słowami,
promieniującej żalem bezkresnym...
Ta Mroczna Czeluść jest między nami !
Tu straże przednie marsz poprzedzały,
bowiem Alardi kazał iść do przodu.
Gęsty deszcz i zmęczenie dniem całym -
- do niepokoju nie ma powodu.
Ale znikają, jeden po drugim
żołnierze straży za sprawa cieni.
Ciała ciągnione do krzaków, strugi...
To już ostatni, nic już nie zmieni !
I wtedy doszły Landii oddziały
pod sztuczne wały, bardzo szerokie.
- Straże nas przecież nie uprzedzały ! -
- mruczał Alardi rzucając okiem.
I wtem ożywił się wał i runął,
tu deszczem strzał, tam gradem kamieni !
Szeregów wroga jakby ktoś ujął !...
- Cofnąć oddziały ! To nic nie zmieni ! -
- głos Alardiego, głos otrzeźwienia,
cofał panikę, tak jak oddziały.
- Karakal ! Karakal ! - do uderzenia
ruszyli konni, przez wyłom mały.
Było ich tylko tysiąc, nie więcej,
ale na wale było ich mrowie !
Każdy coś z broni trzymał w swej ręce...
I uderzyli karakalowi
w pierwsze oddziały najeźdźcy - księcia !
Trudno odmówić im wielkiej klasy,
gdy się zderzyli ! Impetu, cięcia
nie wytrzymały zmęczone masy,
wręcz tratowane, spychane, kłute...
Ale Alardi już jazdę swoją
pcha na ratunek ! Ma mniejszą butę,
widząc, że tutaj tak nie ustoją !
Karakal teraz, widząc konnicę,
cofał swój oddział za wał bezpieczny.
A sam stanowił tu jego szpicę,
trzymając wielki miecz obosieczny,
straszył postawą, efektem walki,
zwalając konnych cięciem szerokim...
Bronił swych druhów sposobem takim -
- Adrian, Serene - chronili boki.
Także kontratak musiał się wstrzymać,
choć niezależnie przyszły rozkazy,
bo gęste strzały z wału zatrzymać
mogły na zawsze większość tym razem.
- Zapalić ognie, opatrzyć rannych ! -
krzyknął Karakal. - Konie do tyłu ! -
I żadnych pochwał czy słów nagannych,
tak sprawnie działano, mimo tylu
zadań różnych, jak i przemęczenia.
- Część kukieł wolno rzucać do ognia ! -
tu Adrian przejął funkcje dowodzenia.
- Odpoczywa część do północy, do dnia
część druga! Warty przed wał do cienia ! -
- Nie dopuściłeś do zwierząt ataku ? -
spytała Serene, tak od niechcenia.
- Za wcześnie ! Czekam jednego znaku...-
Karakal na to -...na tyłach wroga.-
- Teraz odpocznij przed drugim starciem.
Patrz ! Niebo czyste ! Oby nam pogoda
oraz bogowie sprzyjali otwarcie !
...................................
"Kochana Yando ! List łzy Twe otrze,
jeśli gońcowi uda się dotrzeć.
Tu pod Ohelią wał był zrobiony,
widzimy wroga pierwsze zagony.
Kukły na wale nas pomnożyły,
Alardi nie wie, że nie mam siły.
Jeśli bogowie będą łaskawi,
mój plan powiedzie a oddział sprawi,
przyjdę do Ciebie jako zwycięzca.
Twemu ludowi nie brak tu męstwa
i poświęcenia, by bronić kraju !
Wybacz, kochana ! Nie jest w zwyczaju
pisać o wojnie w liście miłosnym.
Zawsze jestem w nastroju radosnym,
gdy mam Twe listy, myślę o Tobie...
Ach, dotrzeć do Ciebie jakimś sposobem !
Wiesz, że miłością na wieczność pałam...
Muszę już kończyć ! Czas nie pozwala..."
...................................
A wczesnym świtem strony ujrzały:
jedni - wał ziemny, wraz z palisadą,
drudzy - namioty, co w głębi stały
tejże doliny. Ale fasadą
armii Alarda były oddziały
w szyku bojowym. Te piesze z przodu,
głównie łucznicy - oddział niemały.
Alardi nawet nie stworzył odwodów.
- Ruszają - Serene - całkiem sprawnie.-
Poszły wzdłuż wału te ostrzeżenia.
- Aż do rozkazu - zanim nie padnie,
sposobu walki niech nikt nie zmienia ! -
Ruszyli w milczeniu - wolno, złowrogo...
Szyk się rozwijał, tarcze uniosły.
Nie było czasu zająć się trwogą,
chorągwie Landii w górę się wzniosły
i przyśpieszyli ! Teraz łucznicy -
ostrza śmiertelne szybko frunęły
jako posłańcy złej tajemnicy !
Liczne zastępy na wał się wspięły -
pod palisadą względnie bezpieczni.
Strzały obrońców dziś rzadkie były !
Karakal ujął miecz obosieczny !
Ściął te postacie, co wychyliły
razem z włóczniami hełmiaste głowy !
Tumult się podniósł i ryk nad polem !
Tu wojsk Alarda trzeba połowy,
aby utrzymać ataku rolę !
Wściekłość, zacięcie, krzyki rozpaczy,
twarze nabrzmiałe, usta rozwarte !
Karakal mieczem swe ciało otoczył,
już szyki wroga na pół rozdarte !
- Karakal ! - hasło dodało siły
i tym co ranni i tym wątpiącym.
Ruszyli ławą, jak piorun biły
miecze i włócznie ! Wróg nastający
ścisnął szeregi - doszły posiłki !
- Karakal ! - okrzyk szedł pod niebiosa,
znów wzbudził trwogę, woje zamilkli !
- Wołaj posiłki ! - Serene głosem
ochrypłym nieco - z trzema walczyła !
- Nie było znaku ! - do niej doskoczył,
ściął przeciwników (zmęczona była ),
znów się na miejsce jak taran wtoczył.
Bitwa na całej linii więc wrzała,
gdy od południa wzmogły się krzyki !
Karakal spojrzał ! Jest ! Górowała
postać znajoma. Z uporem dzikim
Monstrum dążyło do Karakala !
Kto mu na drodze, ten tylko wrogiem !
Choć go zalała bundyjska fala,
to mieczem przez nich rąbał swą drogę !
Przed nim zadanie ! I uwolnienie
od pętli czaru strasznego maga !
Trupami zasłał za sobą ziemię...
Biada żyjącym ! I martwym biada !
A z jego boków zwierzęta pchały
rozstępujące się wojska Alarda.
Podejść do Monstrum nawet nie śmiały !
Lecz w drapieżnikach dusza jest harda...
Karakal wrogów roztrącił mieczem,
wskoczył na pale, wzrok w dal zatopił !
"Niech każda grupa swoje usiecze !" -
- dał rozkaz zwierzętom i znak zrobił.
I zaroiły się stoki z boków !
To z lewej żubrów moc w szyku zwartym,
tak blisko wału, z samego rogu...
Nikt tu nie został ! Alard uparty,
próbował łatać wyrwę powstałą,
kiedy... przepadły z tyłu oddziały !
Po łosiach, jeleniach nie pozostało
wielu do walki ! Grupy pierzchały !
- Na koń i na nich ! - brzmiały rozkazy.
Adrian i inni wyłom zrobili...
- Karakal ! - wystarczyło dwa razy,
by się Alarda woje pogubili.
Ruszyli ławą, choć szła połowa
i z drugiej strony Monstrum się zbliżało !
Swoje robiła zwierzyna płowa
a wrogów - już pozostało mało...
I stało się ! Na siebie patrzyli !
Wszyscy zamarli w oczekiwaniu...
Potwór do przodu się nieco pochylił,
jakby przypatrywał specjalnemu daniu...
Wnet rozpoznał, bo ulgi westchnienie
wyjść się zdawało z czarnej gardzieli.
Karakal pamiętał tamto zdarzenie,
co go zmusiło do nagłej kąpieli.
Przyjrzał się uważnie wielkiej postaci...
Gdy zajrzał w oczy (jasne szczeliny),
to jakby smutek bezbrzeżny zobaczył -
- jak po utracie kochanej dziewczyny.
Zrozumiał przymus - mieczem honor oddał
i... Zaskoczenie ! Jemu też oddano !
Potwór strzaskane miał oba biodra,
dłoń uszkodzoną oraz kolano.
Szczęknęły miecze, skry sypiąc dokoła,
walka się zaczęła jakby nieco wolno.
Siłą ciosu Monstrum przewyższało zgoła !
Odpowiedź była flintą górną, dolną.
Karakal szybko swe pozycje zmieniał -
- to z lewej, to z prawej zachodząc strony !
I drżała pod ich stopami ziemia,
wciąż przyśpieszając ten rytm szalony,
bo Karakal wiedział, że Monstrum powolne,
może reagować tu do pewnych granic !
Lecz czy ludzkie ciało jest też zdolne ?
I Monstrum czuło, że wszystko na nic,
jeżeli szybko tej walki nie skończy !
Wtem Karakal z nadludzką wręcz siłą
ciął w bok odsłonięty, bez opończy !
Miecz się złamał !... Szczęście się skończyło ?!...
Opadły ramiona i miecz potwora,
żałosny jęk im uszy przewiercił...
Pękł w pasie przecięty ! Wreszcie zmora
czaru kończyła się w ramionach śmierci !
Wrzasnęli Vinlandczycy w zapale,
rozbrajać wnet najeźdźców zaczęli...
Karakal teraz, w zwycięstwa chwale,
też Adrian z Sereną podejść chcieli, g
dzie Monstrum leżało, konając w ciszy...
- Udało się tobie ! - głos Poliniego !
Mag z Landii i zemsta za księcia !
- Już drugi idzie ! Nie ciesz się z tego,
bo ważne czyje ostatnie cięcia ! -
I nie jest jasne, jak to się stało !
Monstrum resztkami sił swego życia,
szpony wbiło w Karakala ciało !
.........................................
Leciał nad polem, gdzie bitwę toczył.
Wiedział, że księstwo to ocalało,
bo oddział jego z jeńcami kroczył...
Lecz co TU robi ? Tak blisko nieba !?
Spogląda z góry ptakom podobny !
Czy, aby przeżyć, zginąć potrzeba ?
Poczuć się lekko, poczuć swobodnym...
Na dole Adrian rwie włosy z głowy,
Serene niszczy zwłoki potwora...
- Czy ja na PRZEJŚCIE jestem gotowy ?
Czy to ostatnia już na mnie pora ?
Yando, kochana, co teraz będzie ?
Nie nazwę Ciebie już żony mianem...
Szukałem Ciebie... Szukałem wszędzie ! -
Wtem ! Widzi Yandę piękną jak ranek,
chce do niej mówić, uścisnąć dłonie...
(Ona nie widzi - choć patrzy na niego.)
Rzec o miłości, o przyszłej żonie...
To niemożliwe ! Nie słyszy tego,
pragnie ją dotknąć - lecz dłoń przenika...
Nadchodzi Toran: - Są wieści, Pani !
Bitwa wygrana, z runów wynika...
Lecz Karakala ten potwór zranił !
Magię wyleczyć można czarami -
- nie sposobami ludziom znanymi.
Czy mi pozwolisz tam jechać, Pani ?
Już drugie Monstrum goni za nimi !
......................................
A rzeką Nistru łodzią płynęli
rysica, rycerz i amazonka.
Rannego olbrzyma ze sobą wzięli,
choć nie czuł wiatru i nie czuł słonka.
I los przekorny znowu oddala
od ukochanej i od Vinnycji,
nieprzytomnego z ran Karakala,
skazując teraz na czas banicji.
środa, 21 listopada 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz