niedziela, 25 listopada 2007
Rozdz. 6: KARAKAL I MAGIA cz. 1
Czy przyjaźń jest siostrą miłości ?
Czy też potrafi dozgonnie trwać ?
Ile razy w naszym życiu zagości ?
Strzec jej - czy raczej należy się bać ?
Świat zwierząt nie zna jej wcale,
to raczej wspólne cele, dążenia...
Istnieje tylko u ludzi trwale...
Chyba..., że los wszystko pozmienia.
..............................................................
Rysica, skryta na skraju polany,
śledziła pilnie ruchy człowieka.
Po drugiej stronie rumak bułany
parskał nerwowo. A czas uciekał...
Liżąc płomieniem świeże pieczyste,
ogień to strzelał, to zniżał loty...
- Ach ! - mruknął człowiek - Oczy tak bystre
nie są jak kiedyś. No, może koty
albo sokoły równać się mogły...
Cicho, Mordachu, bo ściągniesz wilki !
Cóż więc poradzić, czas taki podły -
- ubytek siły co roku wielki ! -
Tu zdjął pieczyste, gdzie kamień leży
i się odwrócił, by sięgnąć soli.
A w tejże chwili rysica bieży,
chwyciła mięso, w nogi... -POWOLI !! -
I w obcej mowie wyszło zaklęcie,
które zwierzęciu łapy spętało !
Na nic wysiłki, mężne zacięcie -
- co opaść miało... ! Teraz wisiało !
- Tuś mi złodzieju żarcia cudzego !
Już od godziny cię obserwuję !
Swoje zabieram ! Nic ci do tego !
Zjem teraz - później cię wygarbuję ! -
I wręcz struchlało maleńkie serce,
niezdolne walczyć ani uciekać,
a straszny człowiek, radosny wielce,
zajadał szybko, aż tłuszcz wyciekał.
Coś tam pomruczał, ręką zamachał,
jakby go osa cięta dopadła -
- czas jakby chwilę tu się zawahał
i... tak rysica na ziemię siadła !
Silne to było z glebą zderzenie,
ślepia ujrzały czerwone cętki !
Wykorzystała jednak zdarzenie -
- wystrzelił naprzód ten pocisk giętki!
A wypełnione śpiewem wolności,
serce nuciło melodię cichą,
już nie słyszała gryzionych kości,
umilkł diabelski człowieka chichot.
* * *
Nad brzegiem rzeki, Boh nazywanej,
rosły młodzieniec w żelaznej zbroi,
z wielkim skupieniem twarzy stroskanej
ląd obserwował. - Czy coś się kroi ?
Rysicy nie ma już kawał czasu !
Resztki zapasów na ukończeniu,
przyjdzie samemu ruszyć do lasu...
Mów coś, Serene, ku pocieszeniu ! -
- Mam może tańczyć ? Robić za barda ?
Moja nauka w innym szła celu !
Z Rysicy sztuka chytra i twarda
jak przekonało się o tym wielu...
Ciesz się, Adrianie, że dziś spokojnie.
Nie ma Karakal gonitw czy walki.... -
- Ostatnio nawet za bardzo hojnie
zaczynał bójki i krwawe jatki,
aby wpaść w zwykły letarg za chwilę.
Nawet nie wiemy, gdzie Monstrum drugie ! -
- A tutaj wojnę czuć już na milę...
Popatrz, Adrianie, czy widzisz strugę
co tam do rzeki szeroko wpada ?!
Rysica pędzi jak nigdy dotąd ! -
- Racja, Serene, jest jedna rada.
Brać Karakala i z tą niecnotą
na drugą stronę rzeki uciekać ! -
Wpadła Rysica z warkotem gardła,
co w myślomowie było: "Nie zwlekać !"
i szybko łapy o burty wsparła,
wbijając ślepia w dal, skąd przybiegła.
Boki jak miechy jej pracowały,
lecz widać było, że będzie strzegła
swojego syna. Nie zadawały
pytań niezręcznych owe istoty,
lecz wiosłowały teraz co siły !
Co to ? Tak ! Woń taką tylko koty
czuły, gdy skrzydła wiatru nosiły !
Przeciągły syk odkrył kły straszliwe,
poznała przecież tego człowieka
a klątwy wspomnienie było żywe...
Bułany koń już zarżał z daleka !
Echo przyniosło gorące słowa !
Ręce czyniły esy floresy
i czerń zaklęcia szła przez sitowia !
- Aby go zżarły najgorsze biesy ! -
- klęła Serene, gdy łódź stanęła !
Chociaż stękali z wielkiego wysiłku -
nieubłaganie się cofać zaczęła.
- Oszczędzaj siły ! Chwytów bez liku
ma czarnoksiężnik taki w zapasie ! -
- wychrypiał Adrian, łapiąc oddechy.
- Tak, rada twoja chyba na czasie...
postrzelam z łuku... tak dla uciechy...-
Lecz żadna strzała nie doleciała !
To mag promieniem palił je w locie
a łódź o brzeg się już opierała...
Nagle Karakal, w chorej swej psocie,
z okrzykiem strasznym wyskoczył z łodzi !
Jęknęli wszyscy, gdy znikał w lesie
a straszny jeździec prawie dochodził !
- A tego dokąd licho poniesie ? -
- załamał ręce Adrian z rozpaczy.
Rysica pierwsza w pościg ruszyła,
tylko ostatnie susy zobaczył...
Serene także już w drodze była,
w biegu mocując kołczan i strzały...
- Rusz się ! - krzyknęła. Adrian zasapał,
blachy pancerza mu przeszkadzały,
lecz też właściwy rytm biegu złapał.
A las przywitał ich liści szumem,
skrywając moc tajemnic usilnie.
Szukali tropów, aby rozumem
zbiega i maga odszukać pilnie.
Doszło Adriana: "Tędy, na prawo !"
I mógłby przysiąc, że to Serene.
Ruszyli w drogę nawet dość żwawo...
"Na lewo, górka ! "- kierunek zmienię,
myśli Serene, jak Adrian mieni...
Poszli przed siebie, nie chcąc zaprzestać
gdy wtem... Karakal ! Leży na ziemi !
Nad nim schylona, złowroga postać...!
- Precz od niego ! - Adrian miecz swój dobył,
Serene napięła łuku cięciwy...
Każdy się do walki teraz sposobił,
gdy... Rysica stanęła między nimi !!
Przysiadła na łapach, wyszczerzyła
swą straszną paszczękę, mrużąc ślepia...
Już uszy na karku położyła !
Syknęła ! Szerokie źrenice wlepia !
- Czarem ją omamił, mag przeklęty ! -
- wyszeptał rycerz wielce zdumiony.
- Omińmy ją ! - Serene - W kleszcze wzięty,
mag szybko zostanie wykończony !
Rysicy skrzywdzić nam nie wypada.
Nie wina jej, że czarom uległa ! -
- Gdy to nie pomoże... trudna rada !
Jak nas nie przepuści - to przegra ! -
- Pośpieszmy się, mag coś przy nim gada ! -
Lecz nadaremnie minąć zwierza chcieli,
który, cofając się, wnet wypadał
kolejno na nich, tak, że musieli
zmieniać pozycję lub wręcz się cofać !
- Wystarczy ! - mag stanął przy Rysicy -
- Nikomu już nie będziecie ufać ?
Zwierz mądrzejszy - jesteście jak dzicy !
Jestem Toran - mag nadworny Yandy,
przybyły, by zdjąć swą magią czary !
Konie zajeżdżam, szukając bandy,
gdzie rozum i siła - nie tworzą pary !
Karakal żyje, leży spokojnie,
związany czarem snu ożywczego.
Obdarowany przez bogów hojnie,
jak nie przerwiecie, to wyjdzie z tego !
Nawet Rysica w lot zrozumiała,
choć myślomowa jeszcze uboga,
że jeśli szansa jest nawet mała,
to tylko tędy wiedzie ta droga !
Tam, gdzie konieczne jest rozpoznanie,
to nogi za pas biorą wojacy !
Tam gdzie rozmowa i racji danie -
- na starca idą - jak zbójcy jacyś !
Tropów nie czytać ? Jak w myślomowie
bym nie powiedział, gdzie i którędy... ?!
- Wybacz nam, Panie ! Każdy to powie,
żeś człowiek mądry, także przebiegły ! -
- Tutaj Serene swą dyplomacją
starego maga ujęła wielce.
Czerwony Adrian, wywodów racją
już przekonany, ujęty sercem,
bąknął "przepraszam" i się przybliżył
do leżącego wznak Karakala.
Patrzył uważnie w twarz, aż się zniżył -
- widać już było, że śmierć się oddala...
Lica w rumieńcach, oddech jak trzeba,
po ranach ledwo szramy zostały.
Zdumiony wielce szepnął - "O, nieba !
Tobie, Toranie, mało pochwały !" -
* * *
środa, 21 listopada 2007
Rozdz. 5: KARAKAL I KSIĄŻĘ cz. 3
Niebo płakało od godzin wielu
nad czasem przeszłym, tym co jest teraz.
Wiatr wył ponuro na Mroczną Czeluść
i Matka - Ziemia wzdychała nieraz.
Ta Mroczna Czeluść, węszący opar,
szukała żeru: krwi i cierpienia,
niechcianej śmierci i jęku ofiar...
Cudzej energii - to bez wątpienia.
Śmierci bez sensu, śmierci przedwczesnej
i tłumaczonej pustymi słowami,
promieniującej żalem bezkresnym...
Ta Mroczna Czeluść jest między nami !
Tu straże przednie marsz poprzedzały,
bowiem Alardi kazał iść do przodu.
Gęsty deszcz i zmęczenie dniem całym -
- do niepokoju nie ma powodu.
Ale znikają, jeden po drugim
żołnierze straży za sprawa cieni.
Ciała ciągnione do krzaków, strugi...
To już ostatni, nic już nie zmieni !
I wtedy doszły Landii oddziały
pod sztuczne wały, bardzo szerokie.
- Straże nas przecież nie uprzedzały ! -
- mruczał Alardi rzucając okiem.
I wtem ożywił się wał i runął,
tu deszczem strzał, tam gradem kamieni !
Szeregów wroga jakby ktoś ujął !...
- Cofnąć oddziały ! To nic nie zmieni ! -
- głos Alardiego, głos otrzeźwienia,
cofał panikę, tak jak oddziały.
- Karakal ! Karakal ! - do uderzenia
ruszyli konni, przez wyłom mały.
Było ich tylko tysiąc, nie więcej,
ale na wale było ich mrowie !
Każdy coś z broni trzymał w swej ręce...
I uderzyli karakalowi
w pierwsze oddziały najeźdźcy - księcia !
Trudno odmówić im wielkiej klasy,
gdy się zderzyli ! Impetu, cięcia
nie wytrzymały zmęczone masy,
wręcz tratowane, spychane, kłute...
Ale Alardi już jazdę swoją
pcha na ratunek ! Ma mniejszą butę,
widząc, że tutaj tak nie ustoją !
Karakal teraz, widząc konnicę,
cofał swój oddział za wał bezpieczny.
A sam stanowił tu jego szpicę,
trzymając wielki miecz obosieczny,
straszył postawą, efektem walki,
zwalając konnych cięciem szerokim...
Bronił swych druhów sposobem takim -
- Adrian, Serene - chronili boki.
Także kontratak musiał się wstrzymać,
choć niezależnie przyszły rozkazy,
bo gęste strzały z wału zatrzymać
mogły na zawsze większość tym razem.
- Zapalić ognie, opatrzyć rannych ! -
krzyknął Karakal. - Konie do tyłu ! -
I żadnych pochwał czy słów nagannych,
tak sprawnie działano, mimo tylu
zadań różnych, jak i przemęczenia.
- Część kukieł wolno rzucać do ognia ! -
tu Adrian przejął funkcje dowodzenia.
- Odpoczywa część do północy, do dnia
część druga! Warty przed wał do cienia ! -
- Nie dopuściłeś do zwierząt ataku ? -
spytała Serene, tak od niechcenia.
- Za wcześnie ! Czekam jednego znaku...-
Karakal na to -...na tyłach wroga.-
- Teraz odpocznij przed drugim starciem.
Patrz ! Niebo czyste ! Oby nam pogoda
oraz bogowie sprzyjali otwarcie !
...................................
"Kochana Yando ! List łzy Twe otrze,
jeśli gońcowi uda się dotrzeć.
Tu pod Ohelią wał był zrobiony,
widzimy wroga pierwsze zagony.
Kukły na wale nas pomnożyły,
Alardi nie wie, że nie mam siły.
Jeśli bogowie będą łaskawi,
mój plan powiedzie a oddział sprawi,
przyjdę do Ciebie jako zwycięzca.
Twemu ludowi nie brak tu męstwa
i poświęcenia, by bronić kraju !
Wybacz, kochana ! Nie jest w zwyczaju
pisać o wojnie w liście miłosnym.
Zawsze jestem w nastroju radosnym,
gdy mam Twe listy, myślę o Tobie...
Ach, dotrzeć do Ciebie jakimś sposobem !
Wiesz, że miłością na wieczność pałam...
Muszę już kończyć ! Czas nie pozwala..."
...................................
A wczesnym świtem strony ujrzały:
jedni - wał ziemny, wraz z palisadą,
drudzy - namioty, co w głębi stały
tejże doliny. Ale fasadą
armii Alarda były oddziały
w szyku bojowym. Te piesze z przodu,
głównie łucznicy - oddział niemały.
Alardi nawet nie stworzył odwodów.
- Ruszają - Serene - całkiem sprawnie.-
Poszły wzdłuż wału te ostrzeżenia.
- Aż do rozkazu - zanim nie padnie,
sposobu walki niech nikt nie zmienia ! -
Ruszyli w milczeniu - wolno, złowrogo...
Szyk się rozwijał, tarcze uniosły.
Nie było czasu zająć się trwogą,
chorągwie Landii w górę się wzniosły
i przyśpieszyli ! Teraz łucznicy -
ostrza śmiertelne szybko frunęły
jako posłańcy złej tajemnicy !
Liczne zastępy na wał się wspięły -
pod palisadą względnie bezpieczni.
Strzały obrońców dziś rzadkie były !
Karakal ujął miecz obosieczny !
Ściął te postacie, co wychyliły
razem z włóczniami hełmiaste głowy !
Tumult się podniósł i ryk nad polem !
Tu wojsk Alarda trzeba połowy,
aby utrzymać ataku rolę !
Wściekłość, zacięcie, krzyki rozpaczy,
twarze nabrzmiałe, usta rozwarte !
Karakal mieczem swe ciało otoczył,
już szyki wroga na pół rozdarte !
- Karakal ! - hasło dodało siły
i tym co ranni i tym wątpiącym.
Ruszyli ławą, jak piorun biły
miecze i włócznie ! Wróg nastający
ścisnął szeregi - doszły posiłki !
- Karakal ! - okrzyk szedł pod niebiosa,
znów wzbudził trwogę, woje zamilkli !
- Wołaj posiłki ! - Serene głosem
ochrypłym nieco - z trzema walczyła !
- Nie było znaku ! - do niej doskoczył,
ściął przeciwników (zmęczona była ),
znów się na miejsce jak taran wtoczył.
Bitwa na całej linii więc wrzała,
gdy od południa wzmogły się krzyki !
Karakal spojrzał ! Jest ! Górowała
postać znajoma. Z uporem dzikim
Monstrum dążyło do Karakala !
Kto mu na drodze, ten tylko wrogiem !
Choć go zalała bundyjska fala,
to mieczem przez nich rąbał swą drogę !
Przed nim zadanie ! I uwolnienie
od pętli czaru strasznego maga !
Trupami zasłał za sobą ziemię...
Biada żyjącym ! I martwym biada !
A z jego boków zwierzęta pchały
rozstępujące się wojska Alarda.
Podejść do Monstrum nawet nie śmiały !
Lecz w drapieżnikach dusza jest harda...
Karakal wrogów roztrącił mieczem,
wskoczył na pale, wzrok w dal zatopił !
"Niech każda grupa swoje usiecze !" -
- dał rozkaz zwierzętom i znak zrobił.
I zaroiły się stoki z boków !
To z lewej żubrów moc w szyku zwartym,
tak blisko wału, z samego rogu...
Nikt tu nie został ! Alard uparty,
próbował łatać wyrwę powstałą,
kiedy... przepadły z tyłu oddziały !
Po łosiach, jeleniach nie pozostało
wielu do walki ! Grupy pierzchały !
- Na koń i na nich ! - brzmiały rozkazy.
Adrian i inni wyłom zrobili...
- Karakal ! - wystarczyło dwa razy,
by się Alarda woje pogubili.
Ruszyli ławą, choć szła połowa
i z drugiej strony Monstrum się zbliżało !
Swoje robiła zwierzyna płowa
a wrogów - już pozostało mało...
I stało się ! Na siebie patrzyli !
Wszyscy zamarli w oczekiwaniu...
Potwór do przodu się nieco pochylił,
jakby przypatrywał specjalnemu daniu...
Wnet rozpoznał, bo ulgi westchnienie
wyjść się zdawało z czarnej gardzieli.
Karakal pamiętał tamto zdarzenie,
co go zmusiło do nagłej kąpieli.
Przyjrzał się uważnie wielkiej postaci...
Gdy zajrzał w oczy (jasne szczeliny),
to jakby smutek bezbrzeżny zobaczył -
- jak po utracie kochanej dziewczyny.
Zrozumiał przymus - mieczem honor oddał
i... Zaskoczenie ! Jemu też oddano !
Potwór strzaskane miał oba biodra,
dłoń uszkodzoną oraz kolano.
Szczęknęły miecze, skry sypiąc dokoła,
walka się zaczęła jakby nieco wolno.
Siłą ciosu Monstrum przewyższało zgoła !
Odpowiedź była flintą górną, dolną.
Karakal szybko swe pozycje zmieniał -
- to z lewej, to z prawej zachodząc strony !
I drżała pod ich stopami ziemia,
wciąż przyśpieszając ten rytm szalony,
bo Karakal wiedział, że Monstrum powolne,
może reagować tu do pewnych granic !
Lecz czy ludzkie ciało jest też zdolne ?
I Monstrum czuło, że wszystko na nic,
jeżeli szybko tej walki nie skończy !
Wtem Karakal z nadludzką wręcz siłą
ciął w bok odsłonięty, bez opończy !
Miecz się złamał !... Szczęście się skończyło ?!...
Opadły ramiona i miecz potwora,
żałosny jęk im uszy przewiercił...
Pękł w pasie przecięty ! Wreszcie zmora
czaru kończyła się w ramionach śmierci !
Wrzasnęli Vinlandczycy w zapale,
rozbrajać wnet najeźdźców zaczęli...
Karakal teraz, w zwycięstwa chwale,
też Adrian z Sereną podejść chcieli, g
dzie Monstrum leżało, konając w ciszy...
- Udało się tobie ! - głos Poliniego !
Mag z Landii i zemsta za księcia !
- Już drugi idzie ! Nie ciesz się z tego,
bo ważne czyje ostatnie cięcia ! -
I nie jest jasne, jak to się stało !
Monstrum resztkami sił swego życia,
szpony wbiło w Karakala ciało !
.........................................
Leciał nad polem, gdzie bitwę toczył.
Wiedział, że księstwo to ocalało,
bo oddział jego z jeńcami kroczył...
Lecz co TU robi ? Tak blisko nieba !?
Spogląda z góry ptakom podobny !
Czy, aby przeżyć, zginąć potrzeba ?
Poczuć się lekko, poczuć swobodnym...
Na dole Adrian rwie włosy z głowy,
Serene niszczy zwłoki potwora...
- Czy ja na PRZEJŚCIE jestem gotowy ?
Czy to ostatnia już na mnie pora ?
Yando, kochana, co teraz będzie ?
Nie nazwę Ciebie już żony mianem...
Szukałem Ciebie... Szukałem wszędzie ! -
Wtem ! Widzi Yandę piękną jak ranek,
chce do niej mówić, uścisnąć dłonie...
(Ona nie widzi - choć patrzy na niego.)
Rzec o miłości, o przyszłej żonie...
To niemożliwe ! Nie słyszy tego,
pragnie ją dotknąć - lecz dłoń przenika...
Nadchodzi Toran: - Są wieści, Pani !
Bitwa wygrana, z runów wynika...
Lecz Karakala ten potwór zranił !
Magię wyleczyć można czarami -
- nie sposobami ludziom znanymi.
Czy mi pozwolisz tam jechać, Pani ?
Już drugie Monstrum goni za nimi !
......................................
A rzeką Nistru łodzią płynęli
rysica, rycerz i amazonka.
Rannego olbrzyma ze sobą wzięli,
choć nie czuł wiatru i nie czuł słonka.
I los przekorny znowu oddala
od ukochanej i od Vinnycji,
nieprzytomnego z ran Karakala,
skazując teraz na czas banicji.
nad czasem przeszłym, tym co jest teraz.
Wiatr wył ponuro na Mroczną Czeluść
i Matka - Ziemia wzdychała nieraz.
Ta Mroczna Czeluść, węszący opar,
szukała żeru: krwi i cierpienia,
niechcianej śmierci i jęku ofiar...
Cudzej energii - to bez wątpienia.
Śmierci bez sensu, śmierci przedwczesnej
i tłumaczonej pustymi słowami,
promieniującej żalem bezkresnym...
Ta Mroczna Czeluść jest między nami !
Tu straże przednie marsz poprzedzały,
bowiem Alardi kazał iść do przodu.
Gęsty deszcz i zmęczenie dniem całym -
- do niepokoju nie ma powodu.
Ale znikają, jeden po drugim
żołnierze straży za sprawa cieni.
Ciała ciągnione do krzaków, strugi...
To już ostatni, nic już nie zmieni !
I wtedy doszły Landii oddziały
pod sztuczne wały, bardzo szerokie.
- Straże nas przecież nie uprzedzały ! -
- mruczał Alardi rzucając okiem.
I wtem ożywił się wał i runął,
tu deszczem strzał, tam gradem kamieni !
Szeregów wroga jakby ktoś ujął !...
- Cofnąć oddziały ! To nic nie zmieni ! -
- głos Alardiego, głos otrzeźwienia,
cofał panikę, tak jak oddziały.
- Karakal ! Karakal ! - do uderzenia
ruszyli konni, przez wyłom mały.
Było ich tylko tysiąc, nie więcej,
ale na wale było ich mrowie !
Każdy coś z broni trzymał w swej ręce...
I uderzyli karakalowi
w pierwsze oddziały najeźdźcy - księcia !
Trudno odmówić im wielkiej klasy,
gdy się zderzyli ! Impetu, cięcia
nie wytrzymały zmęczone masy,
wręcz tratowane, spychane, kłute...
Ale Alardi już jazdę swoją
pcha na ratunek ! Ma mniejszą butę,
widząc, że tutaj tak nie ustoją !
Karakal teraz, widząc konnicę,
cofał swój oddział za wał bezpieczny.
A sam stanowił tu jego szpicę,
trzymając wielki miecz obosieczny,
straszył postawą, efektem walki,
zwalając konnych cięciem szerokim...
Bronił swych druhów sposobem takim -
- Adrian, Serene - chronili boki.
Także kontratak musiał się wstrzymać,
choć niezależnie przyszły rozkazy,
bo gęste strzały z wału zatrzymać
mogły na zawsze większość tym razem.
- Zapalić ognie, opatrzyć rannych ! -
krzyknął Karakal. - Konie do tyłu ! -
I żadnych pochwał czy słów nagannych,
tak sprawnie działano, mimo tylu
zadań różnych, jak i przemęczenia.
- Część kukieł wolno rzucać do ognia ! -
tu Adrian przejął funkcje dowodzenia.
- Odpoczywa część do północy, do dnia
część druga! Warty przed wał do cienia ! -
- Nie dopuściłeś do zwierząt ataku ? -
spytała Serene, tak od niechcenia.
- Za wcześnie ! Czekam jednego znaku...-
Karakal na to -...na tyłach wroga.-
- Teraz odpocznij przed drugim starciem.
Patrz ! Niebo czyste ! Oby nam pogoda
oraz bogowie sprzyjali otwarcie !
...................................
"Kochana Yando ! List łzy Twe otrze,
jeśli gońcowi uda się dotrzeć.
Tu pod Ohelią wał był zrobiony,
widzimy wroga pierwsze zagony.
Kukły na wale nas pomnożyły,
Alardi nie wie, że nie mam siły.
Jeśli bogowie będą łaskawi,
mój plan powiedzie a oddział sprawi,
przyjdę do Ciebie jako zwycięzca.
Twemu ludowi nie brak tu męstwa
i poświęcenia, by bronić kraju !
Wybacz, kochana ! Nie jest w zwyczaju
pisać o wojnie w liście miłosnym.
Zawsze jestem w nastroju radosnym,
gdy mam Twe listy, myślę o Tobie...
Ach, dotrzeć do Ciebie jakimś sposobem !
Wiesz, że miłością na wieczność pałam...
Muszę już kończyć ! Czas nie pozwala..."
...................................
A wczesnym świtem strony ujrzały:
jedni - wał ziemny, wraz z palisadą,
drudzy - namioty, co w głębi stały
tejże doliny. Ale fasadą
armii Alarda były oddziały
w szyku bojowym. Te piesze z przodu,
głównie łucznicy - oddział niemały.
Alardi nawet nie stworzył odwodów.
- Ruszają - Serene - całkiem sprawnie.-
Poszły wzdłuż wału te ostrzeżenia.
- Aż do rozkazu - zanim nie padnie,
sposobu walki niech nikt nie zmienia ! -
Ruszyli w milczeniu - wolno, złowrogo...
Szyk się rozwijał, tarcze uniosły.
Nie było czasu zająć się trwogą,
chorągwie Landii w górę się wzniosły
i przyśpieszyli ! Teraz łucznicy -
ostrza śmiertelne szybko frunęły
jako posłańcy złej tajemnicy !
Liczne zastępy na wał się wspięły -
pod palisadą względnie bezpieczni.
Strzały obrońców dziś rzadkie były !
Karakal ujął miecz obosieczny !
Ściął te postacie, co wychyliły
razem z włóczniami hełmiaste głowy !
Tumult się podniósł i ryk nad polem !
Tu wojsk Alarda trzeba połowy,
aby utrzymać ataku rolę !
Wściekłość, zacięcie, krzyki rozpaczy,
twarze nabrzmiałe, usta rozwarte !
Karakal mieczem swe ciało otoczył,
już szyki wroga na pół rozdarte !
- Karakal ! - hasło dodało siły
i tym co ranni i tym wątpiącym.
Ruszyli ławą, jak piorun biły
miecze i włócznie ! Wróg nastający
ścisnął szeregi - doszły posiłki !
- Karakal ! - okrzyk szedł pod niebiosa,
znów wzbudził trwogę, woje zamilkli !
- Wołaj posiłki ! - Serene głosem
ochrypłym nieco - z trzema walczyła !
- Nie było znaku ! - do niej doskoczył,
ściął przeciwników (zmęczona była ),
znów się na miejsce jak taran wtoczył.
Bitwa na całej linii więc wrzała,
gdy od południa wzmogły się krzyki !
Karakal spojrzał ! Jest ! Górowała
postać znajoma. Z uporem dzikim
Monstrum dążyło do Karakala !
Kto mu na drodze, ten tylko wrogiem !
Choć go zalała bundyjska fala,
to mieczem przez nich rąbał swą drogę !
Przed nim zadanie ! I uwolnienie
od pętli czaru strasznego maga !
Trupami zasłał za sobą ziemię...
Biada żyjącym ! I martwym biada !
A z jego boków zwierzęta pchały
rozstępujące się wojska Alarda.
Podejść do Monstrum nawet nie śmiały !
Lecz w drapieżnikach dusza jest harda...
Karakal wrogów roztrącił mieczem,
wskoczył na pale, wzrok w dal zatopił !
"Niech każda grupa swoje usiecze !" -
- dał rozkaz zwierzętom i znak zrobił.
I zaroiły się stoki z boków !
To z lewej żubrów moc w szyku zwartym,
tak blisko wału, z samego rogu...
Nikt tu nie został ! Alard uparty,
próbował łatać wyrwę powstałą,
kiedy... przepadły z tyłu oddziały !
Po łosiach, jeleniach nie pozostało
wielu do walki ! Grupy pierzchały !
- Na koń i na nich ! - brzmiały rozkazy.
Adrian i inni wyłom zrobili...
- Karakal ! - wystarczyło dwa razy,
by się Alarda woje pogubili.
Ruszyli ławą, choć szła połowa
i z drugiej strony Monstrum się zbliżało !
Swoje robiła zwierzyna płowa
a wrogów - już pozostało mało...
I stało się ! Na siebie patrzyli !
Wszyscy zamarli w oczekiwaniu...
Potwór do przodu się nieco pochylił,
jakby przypatrywał specjalnemu daniu...
Wnet rozpoznał, bo ulgi westchnienie
wyjść się zdawało z czarnej gardzieli.
Karakal pamiętał tamto zdarzenie,
co go zmusiło do nagłej kąpieli.
Przyjrzał się uważnie wielkiej postaci...
Gdy zajrzał w oczy (jasne szczeliny),
to jakby smutek bezbrzeżny zobaczył -
- jak po utracie kochanej dziewczyny.
Zrozumiał przymus - mieczem honor oddał
i... Zaskoczenie ! Jemu też oddano !
Potwór strzaskane miał oba biodra,
dłoń uszkodzoną oraz kolano.
Szczęknęły miecze, skry sypiąc dokoła,
walka się zaczęła jakby nieco wolno.
Siłą ciosu Monstrum przewyższało zgoła !
Odpowiedź była flintą górną, dolną.
Karakal szybko swe pozycje zmieniał -
- to z lewej, to z prawej zachodząc strony !
I drżała pod ich stopami ziemia,
wciąż przyśpieszając ten rytm szalony,
bo Karakal wiedział, że Monstrum powolne,
może reagować tu do pewnych granic !
Lecz czy ludzkie ciało jest też zdolne ?
I Monstrum czuło, że wszystko na nic,
jeżeli szybko tej walki nie skończy !
Wtem Karakal z nadludzką wręcz siłą
ciął w bok odsłonięty, bez opończy !
Miecz się złamał !... Szczęście się skończyło ?!...
Opadły ramiona i miecz potwora,
żałosny jęk im uszy przewiercił...
Pękł w pasie przecięty ! Wreszcie zmora
czaru kończyła się w ramionach śmierci !
Wrzasnęli Vinlandczycy w zapale,
rozbrajać wnet najeźdźców zaczęli...
Karakal teraz, w zwycięstwa chwale,
też Adrian z Sereną podejść chcieli, g
dzie Monstrum leżało, konając w ciszy...
- Udało się tobie ! - głos Poliniego !
Mag z Landii i zemsta za księcia !
- Już drugi idzie ! Nie ciesz się z tego,
bo ważne czyje ostatnie cięcia ! -
I nie jest jasne, jak to się stało !
Monstrum resztkami sił swego życia,
szpony wbiło w Karakala ciało !
.........................................
Leciał nad polem, gdzie bitwę toczył.
Wiedział, że księstwo to ocalało,
bo oddział jego z jeńcami kroczył...
Lecz co TU robi ? Tak blisko nieba !?
Spogląda z góry ptakom podobny !
Czy, aby przeżyć, zginąć potrzeba ?
Poczuć się lekko, poczuć swobodnym...
Na dole Adrian rwie włosy z głowy,
Serene niszczy zwłoki potwora...
- Czy ja na PRZEJŚCIE jestem gotowy ?
Czy to ostatnia już na mnie pora ?
Yando, kochana, co teraz będzie ?
Nie nazwę Ciebie już żony mianem...
Szukałem Ciebie... Szukałem wszędzie ! -
Wtem ! Widzi Yandę piękną jak ranek,
chce do niej mówić, uścisnąć dłonie...
(Ona nie widzi - choć patrzy na niego.)
Rzec o miłości, o przyszłej żonie...
To niemożliwe ! Nie słyszy tego,
pragnie ją dotknąć - lecz dłoń przenika...
Nadchodzi Toran: - Są wieści, Pani !
Bitwa wygrana, z runów wynika...
Lecz Karakala ten potwór zranił !
Magię wyleczyć można czarami -
- nie sposobami ludziom znanymi.
Czy mi pozwolisz tam jechać, Pani ?
Już drugie Monstrum goni za nimi !
......................................
A rzeką Nistru łodzią płynęli
rysica, rycerz i amazonka.
Rannego olbrzyma ze sobą wzięli,
choć nie czuł wiatru i nie czuł słonka.
I los przekorny znowu oddala
od ukochanej i od Vinnycji,
nieprzytomnego z ran Karakala,
skazując teraz na czas banicji.
środa, 14 listopada 2007
Rozdz. 5: KARAKAL I KSIĄŻĘ cz. 2
Ten step szeroki wszystkich przyzywa
łanami traw, co gną się na wietrze.
Słabnące ciała siłą odżywia
a stwory złe na prochy zetrze.
I nie ma gęstszych kwiatów kobierców !
Głębszego błękitu, niż tutaj, nieba !
Wiele miłość trzeba mieć w sercu.
A czego więcej ludziom potrzeba ?
Samotny jeździec gnał konno stepem.
Jeźdźcu, koniowi wiatr burzył grzywy,
to ankarierem, czasami stępem -
- jeden i drugi - byli szczęśliwi !
Karakal szybko przez Kotos jechał,
aby nad Monstrum zyskać dzień drogi.
Tu sprzymierzeńcem była mu rzeka.
I wreszcie wstąpił w kurhanu progi,
co skrywał króla sprzed lat tysiąca.
Imię to czas skrył przed żyjącymi...
Czuł całym ciałem, że aura gorąca
tworzy braterstwo pomiędzy nimi !
Słabły kolana, brak już oddechu,
upadł na ziemię...! Tylko w myślmowie
zew do mieszkańców wydawał stepu,
nim duszę jego wzięli bogowie !...
"Szedł tym tunelem, odgłosy kroków;
ani słońc ani gwiazd na widoku.
bez ścian sufitu - tylko podłoże...
Przecież przepaścią skończyć się może !
Dziwne klepisko - ma postać gładką...
- Czy mi pomożesz Rysico - Matko ?
Dokąd trafiłem ? Co to za światy ?
Bogom składałem zawsze obiaty ! -
płynęły słowa straconych minut...
- Pomóż mi, ojcze ! -- Tu jestem, synu. -
- Ja ślepy jestem ! -- A pragniesz widzieć ?
Mrok się rozjaśni, zagłada idzie !...
Albo swą miłość żegnasz na progu
albo skorzystasz z zaciętych wrogów !
Możesz zwyciężyć, gdy stworzysz armię
i przyjmiesz czyjeś ciosy na gardę !" -
Gdy ocknął się Karakal w kurhanie,
zadumał się nad sensem i wieścią,
lecz nie pomogło głowy łamanie -
- był poruszony snu tego treścią.
Nagle, wzrok bystry wychwycił w dali
punkt, co się zwiększał w szalonym pędzie !
Człowiek i zwierzę tak się związali.
"Obyś żer miała zawsze i wszędzie
Rysico-Matko !"... Wtem, wręcz olśnienie !
Układ ten przecież zwykle jest krwawy...
Czyżby to takie porozumienie ?
Różnie się mogą skończyć te sprawy,
lecz jeśli grupy mieć pod kontrolą,
wskazać im cele, różne działania ?...
"Wezwij, Rysico, braci swych wolą !
Tygrysy, wilki też do świtania
przybyć powinny ! Karakal wzywa !"
"Karakal wzywa !" - echem się niosło.
I w myślomowie : "... każdy przybywa !"
"Ma wieść rozważną...!" - "Ma wieść doniosłą !"
Nawet nie przeszło jeszcze pół nocy,
gdy pod kurhanem się zaroiło.
Umowny rozejm, trzymany w mocy,
respektowano pod tą mogiłą.
"Słuchajcie bracia, słuchajcie siostry !
Wróg już się zbliża do stepu niszy,
co ogniem, włócznią i mieczem ostrym
własnymi prawami was poniży.
Ich około dziesięciu tysięcy
pójdzie wzdłuż Nistru paląc, mordując.
Tu armia Yandy - cztery, mniej więcej -
bardziej się przyda nad morzem wojując.
Żubry niech zbiorą się pod Mohylem,
pod Suceavą łosie, jelenie...
A pozostałe na wroga tyle
uprzykrzą wejście na nasze ziemie !"
Trwały narady już szczegółowe,
Karakal część sił zabrał ze sobą -
- szedł do Ohelii po wojska nowe,
ale już ludzkie. Gwarancje głową
dał swym zwierzętom nietykalności !
Sam zaś po drodze zwoływał wszystkich
chętnych, by bronić swojej wolności.
Niektórych wysłał na koniach szybkich
aż do Mohyla i Suceavy,
by, na czas wojny, w siedzibach wszystkich
karmili zwierza, gdy się pojawi.
Jak piorun strzeliła wieść po kraju,
że landyjczycy weszli w granice,
że opór zwierząt napotykają,
chociaż rozbili vinlandzkie stanice.
Książę Alardi sam ich prowadził,
prąc do stolicy, zamki mijając,
licząc, że Yandę może ktoś zdradzi,
na zmianie władcy tu korzystając.
Karakal w Ohelii dostał wsparcie
samej księżniczki dwustu żołnierzy.
I Iberowie stali na warcie,
przybył też Adrian i stu rycerzy.
Tak, że już było ze sześćset koni !
Wtem podszedł Adrian. Podchodzi wielu...
Uśmiech szelmowski - coś trzyma w dłoni...
- List od księżniczki weź, przyjacielu ! -
Karakal się zmieszał i zaczerwienił,
chociaż takiego nie miał zamiaru.
Nigdy uczucia swego nie zmienił !...
Ale od Yandy ! Potrzeba czaru !
Ręce mu drżały (z poczucia winy ?),
zwój pergaminu czytał od nowa.
Miał przed oczami usta dziewczyny,
które szeptały te same słowa:
- "Och, Karakalu, mój ukochany !
Od tego czasu - zdarzeń Ci znanych -
- tęsknię za Tobą, za Twoim głosem
i tylko bogów codziennie proszę,
by zachowali Ciebie przy życiu !
Miłość ma mieszka tutaj w ukryciu.
Czy Cię zobaczę ? Będzie mi dane
przytulić, objąć ciało kochane ?
Prześlij coś myślą ! Co ? Obojętnie !
Serce uchwyci to bardzo chętnie
i gdy przytuli w wielkiej radości !...
...To znowu wyzna słowa miłości.(..)" -
* * *
Książę Alardi jest dzisiaj chmurny!
"Już od tygodnia braki w dostawach
a lud tutejszy biedny lub durny !
Albo ucieka albo nastawa
na tych, co z tyłu, na tych co z boku...
Mówią, że zwierza padli ofiarą !
Bzdura ! Armia ogromna - żadnych widoków,
aby ją podejść tak sztuczką starą !"
Ale niepokój wkrada się w duszę -
widać ubytki w każdym oddziale...
"Nim do boju ostatniego ruszę,
to dostać muszę uzupełnień parę !"
Znów wysłał gońców ostatnio paru
ale wróciły tylko same konie.
Trąby często nocą grały larum -
- bez sukcesu za wrogiem pogonie !
"Karakal" - to imię często słyszał
od swych żołnierzy, od branych jeńców.
Już nienawiścią do niego dyszał !
Niewidzialni, podobni do żeńców
co wpadali, ścinali i... nikli
po lasach, bagnach, z boków lub z przodu.
Ci co za obóz wyszli - zamilkli
na zawsze, jak zaklęci przez bogów.
.........................................
" Yando, kochana ! - Jeśli tak mogę...
Dawno wybrałem tą jedna drogę,
drogę jedyną, drogę do Ciebie,
choć tron wysoko, prawie już w niebie !
Lecz kiedy zasnę, mam sny o Tobie.
Kiedy gnam stepem, to marzę sobie,
że jedziesz obok, w zasięgu ręki...
To nie ukoi rozstania męki,
to nie ukoi mojej tęsknoty...
I... słów mi brak, by mówić o tym...(..)"
..........................................
Monstrum nie czuło się tutaj dobrze.
Między nim a celem ludzkie mrowie
dzieliło życie i śmierć tak szczodrze,
jak czynić zwykli tylko bogowie.
Ale stworzenia czar i zadania
wiodły uparcie właściwą drogą.
Przeszkody miażdżył bez racji dania...
A czy są tacy, co zniszczyć go mogą ?
........................................
- Książę Alardi na północ zmierza,
w dwa dni, nie więcej, Ohelię minie.
Już jego ludzie boją się zwierza -
- coraz mu więcej żołnierzy ginie ! -
- mówił Karakal podczas odprawy,
w której też udział zwierzęta brały.
Miasto otwarło wojskom swe bramy.
Armie ku morzu się posuwały.
Książę Virenal nimi dowodził
a miał przy boku swym Amazonki !
Często odziały wroga tym zwodził,
by potem na nie robić nagonki.
Piękna Serene przy księciu była,
co dowodziła wojowniczkami.
Lecz chyba teraz czym innym żyła,
bo w Karakala strzelała oczkami.
- Ja tu zostaję ! - rzuciła Księciu.
Zdumiony szybko zaprotestował.
- Siostry me walczą w tym przedsięwzięciu !
Inne zadania mnie los zgotował,
bo takie były wyroczni wróżby,
tuż przed kampanią, w której idziemy:
"Gdy spotkasz olbrzyma, to spraw, aby
nie zasnął wtedy, kiedy my zaśniemy !" -
Zdumiała wróżba - nikt jej nie pojął,
lecz przed wyrocznią schylono głowy.
- Pragnę, by każdy miejsce swe zajął
i był do bitwy jutro gotowy.
Książę ! Niech twoja armia nie zwleka !
Niech nie roztrwoni tutaj swej siły !
Wspomóż Południe, bo czas ucieka ! -
- Życzę, by moce z wami tu były ! -
- odrzekłszy Książę, przekroczył progi.
Karakal zwrócił się do Serene:
- O jakim śnie mówiłaś błogim ?...
Ja przeznaczenia swego nie zmienię.
O jakim miejscu w tym wojsku myślisz ? -
- Słowa wyroczni tylko wspomnieniem !
Czas to pokaże. Może mnie wyślesz,
jak adiutanta - tam gdzie potrzeba... -
- Razem z Adrianem bądź przy mym boku ! -
zadecydował patrząc na nieba,
które spływały w deszczu potoku.
.....................................
"Mój Karakalu, wierzę, że dotrze
list mój przed bitwą i doda siły.
Nie ma nikogo, by łzy moje otrzeć,
uciszyć myśli - by nie wątpiły.
Serce me chciało na skrzydłach ptaków
wzlecieć do Ciebie i być przy Tobie !
Mogłabym walczyć pośród twych znaków,
lub w jakimś innym przydać sposobie...
Toran mnie trzyma ! Pójść nie pozwala !
Mam prawo walczyć razem z mym ludem !...
Czy jeszcze jest gdzieś jakaś ofiara,
która pozwoli zdziałać coś cudem ?
Wiedz, mój kochany, że jestem twoja !
Czekać Cię będę zawsze i wszędzie.
Niech moja miłość chroni jak zbroja
a Twoja - zawsze mym wsparciem będzie...(..)"
* * *
łanami traw, co gną się na wietrze.
Słabnące ciała siłą odżywia
a stwory złe na prochy zetrze.
I nie ma gęstszych kwiatów kobierców !
Głębszego błękitu, niż tutaj, nieba !
Wiele miłość trzeba mieć w sercu.
A czego więcej ludziom potrzeba ?
Samotny jeździec gnał konno stepem.
Jeźdźcu, koniowi wiatr burzył grzywy,
to ankarierem, czasami stępem -
- jeden i drugi - byli szczęśliwi !
Karakal szybko przez Kotos jechał,
aby nad Monstrum zyskać dzień drogi.
Tu sprzymierzeńcem była mu rzeka.
I wreszcie wstąpił w kurhanu progi,
co skrywał króla sprzed lat tysiąca.
Imię to czas skrył przed żyjącymi...
Czuł całym ciałem, że aura gorąca
tworzy braterstwo pomiędzy nimi !
Słabły kolana, brak już oddechu,
upadł na ziemię...! Tylko w myślmowie
zew do mieszkańców wydawał stepu,
nim duszę jego wzięli bogowie !...
"Szedł tym tunelem, odgłosy kroków;
ani słońc ani gwiazd na widoku.
bez ścian sufitu - tylko podłoże...
Przecież przepaścią skończyć się może !
Dziwne klepisko - ma postać gładką...
- Czy mi pomożesz Rysico - Matko ?
Dokąd trafiłem ? Co to za światy ?
Bogom składałem zawsze obiaty ! -
płynęły słowa straconych minut...
- Pomóż mi, ojcze ! -- Tu jestem, synu. -
- Ja ślepy jestem ! -- A pragniesz widzieć ?
Mrok się rozjaśni, zagłada idzie !...
Albo swą miłość żegnasz na progu
albo skorzystasz z zaciętych wrogów !
Możesz zwyciężyć, gdy stworzysz armię
i przyjmiesz czyjeś ciosy na gardę !" -
Gdy ocknął się Karakal w kurhanie,
zadumał się nad sensem i wieścią,
lecz nie pomogło głowy łamanie -
- był poruszony snu tego treścią.
Nagle, wzrok bystry wychwycił w dali
punkt, co się zwiększał w szalonym pędzie !
Człowiek i zwierzę tak się związali.
"Obyś żer miała zawsze i wszędzie
Rysico-Matko !"... Wtem, wręcz olśnienie !
Układ ten przecież zwykle jest krwawy...
Czyżby to takie porozumienie ?
Różnie się mogą skończyć te sprawy,
lecz jeśli grupy mieć pod kontrolą,
wskazać im cele, różne działania ?...
"Wezwij, Rysico, braci swych wolą !
Tygrysy, wilki też do świtania
przybyć powinny ! Karakal wzywa !"
"Karakal wzywa !" - echem się niosło.
I w myślomowie : "... każdy przybywa !"
"Ma wieść rozważną...!" - "Ma wieść doniosłą !"
Nawet nie przeszło jeszcze pół nocy,
gdy pod kurhanem się zaroiło.
Umowny rozejm, trzymany w mocy,
respektowano pod tą mogiłą.
"Słuchajcie bracia, słuchajcie siostry !
Wróg już się zbliża do stepu niszy,
co ogniem, włócznią i mieczem ostrym
własnymi prawami was poniży.
Ich około dziesięciu tysięcy
pójdzie wzdłuż Nistru paląc, mordując.
Tu armia Yandy - cztery, mniej więcej -
bardziej się przyda nad morzem wojując.
Żubry niech zbiorą się pod Mohylem,
pod Suceavą łosie, jelenie...
A pozostałe na wroga tyle
uprzykrzą wejście na nasze ziemie !"
Trwały narady już szczegółowe,
Karakal część sił zabrał ze sobą -
- szedł do Ohelii po wojska nowe,
ale już ludzkie. Gwarancje głową
dał swym zwierzętom nietykalności !
Sam zaś po drodze zwoływał wszystkich
chętnych, by bronić swojej wolności.
Niektórych wysłał na koniach szybkich
aż do Mohyla i Suceavy,
by, na czas wojny, w siedzibach wszystkich
karmili zwierza, gdy się pojawi.
Jak piorun strzeliła wieść po kraju,
że landyjczycy weszli w granice,
że opór zwierząt napotykają,
chociaż rozbili vinlandzkie stanice.
Książę Alardi sam ich prowadził,
prąc do stolicy, zamki mijając,
licząc, że Yandę może ktoś zdradzi,
na zmianie władcy tu korzystając.
Karakal w Ohelii dostał wsparcie
samej księżniczki dwustu żołnierzy.
I Iberowie stali na warcie,
przybył też Adrian i stu rycerzy.
Tak, że już było ze sześćset koni !
Wtem podszedł Adrian. Podchodzi wielu...
Uśmiech szelmowski - coś trzyma w dłoni...
- List od księżniczki weź, przyjacielu ! -
Karakal się zmieszał i zaczerwienił,
chociaż takiego nie miał zamiaru.
Nigdy uczucia swego nie zmienił !...
Ale od Yandy ! Potrzeba czaru !
Ręce mu drżały (z poczucia winy ?),
zwój pergaminu czytał od nowa.
Miał przed oczami usta dziewczyny,
które szeptały te same słowa:
- "Och, Karakalu, mój ukochany !
Od tego czasu - zdarzeń Ci znanych -
- tęsknię za Tobą, za Twoim głosem
i tylko bogów codziennie proszę,
by zachowali Ciebie przy życiu !
Miłość ma mieszka tutaj w ukryciu.
Czy Cię zobaczę ? Będzie mi dane
przytulić, objąć ciało kochane ?
Prześlij coś myślą ! Co ? Obojętnie !
Serce uchwyci to bardzo chętnie
i gdy przytuli w wielkiej radości !...
...To znowu wyzna słowa miłości.(..)" -
* * *
Książę Alardi jest dzisiaj chmurny!
"Już od tygodnia braki w dostawach
a lud tutejszy biedny lub durny !
Albo ucieka albo nastawa
na tych, co z tyłu, na tych co z boku...
Mówią, że zwierza padli ofiarą !
Bzdura ! Armia ogromna - żadnych widoków,
aby ją podejść tak sztuczką starą !"
Ale niepokój wkrada się w duszę -
widać ubytki w każdym oddziale...
"Nim do boju ostatniego ruszę,
to dostać muszę uzupełnień parę !"
Znów wysłał gońców ostatnio paru
ale wróciły tylko same konie.
Trąby często nocą grały larum -
- bez sukcesu za wrogiem pogonie !
"Karakal" - to imię często słyszał
od swych żołnierzy, od branych jeńców.
Już nienawiścią do niego dyszał !
Niewidzialni, podobni do żeńców
co wpadali, ścinali i... nikli
po lasach, bagnach, z boków lub z przodu.
Ci co za obóz wyszli - zamilkli
na zawsze, jak zaklęci przez bogów.
.........................................
" Yando, kochana ! - Jeśli tak mogę...
Dawno wybrałem tą jedna drogę,
drogę jedyną, drogę do Ciebie,
choć tron wysoko, prawie już w niebie !
Lecz kiedy zasnę, mam sny o Tobie.
Kiedy gnam stepem, to marzę sobie,
że jedziesz obok, w zasięgu ręki...
To nie ukoi rozstania męki,
to nie ukoi mojej tęsknoty...
I... słów mi brak, by mówić o tym...(..)"
..........................................
Monstrum nie czuło się tutaj dobrze.
Między nim a celem ludzkie mrowie
dzieliło życie i śmierć tak szczodrze,
jak czynić zwykli tylko bogowie.
Ale stworzenia czar i zadania
wiodły uparcie właściwą drogą.
Przeszkody miażdżył bez racji dania...
A czy są tacy, co zniszczyć go mogą ?
........................................
- Książę Alardi na północ zmierza,
w dwa dni, nie więcej, Ohelię minie.
Już jego ludzie boją się zwierza -
- coraz mu więcej żołnierzy ginie ! -
- mówił Karakal podczas odprawy,
w której też udział zwierzęta brały.
Miasto otwarło wojskom swe bramy.
Armie ku morzu się posuwały.
Książę Virenal nimi dowodził
a miał przy boku swym Amazonki !
Często odziały wroga tym zwodził,
by potem na nie robić nagonki.
Piękna Serene przy księciu była,
co dowodziła wojowniczkami.
Lecz chyba teraz czym innym żyła,
bo w Karakala strzelała oczkami.
- Ja tu zostaję ! - rzuciła Księciu.
Zdumiony szybko zaprotestował.
- Siostry me walczą w tym przedsięwzięciu !
Inne zadania mnie los zgotował,
bo takie były wyroczni wróżby,
tuż przed kampanią, w której idziemy:
"Gdy spotkasz olbrzyma, to spraw, aby
nie zasnął wtedy, kiedy my zaśniemy !" -
Zdumiała wróżba - nikt jej nie pojął,
lecz przed wyrocznią schylono głowy.
- Pragnę, by każdy miejsce swe zajął
i był do bitwy jutro gotowy.
Książę ! Niech twoja armia nie zwleka !
Niech nie roztrwoni tutaj swej siły !
Wspomóż Południe, bo czas ucieka ! -
- Życzę, by moce z wami tu były ! -
- odrzekłszy Książę, przekroczył progi.
Karakal zwrócił się do Serene:
- O jakim śnie mówiłaś błogim ?...
Ja przeznaczenia swego nie zmienię.
O jakim miejscu w tym wojsku myślisz ? -
- Słowa wyroczni tylko wspomnieniem !
Czas to pokaże. Może mnie wyślesz,
jak adiutanta - tam gdzie potrzeba... -
- Razem z Adrianem bądź przy mym boku ! -
zadecydował patrząc na nieba,
które spływały w deszczu potoku.
.....................................
"Mój Karakalu, wierzę, że dotrze
list mój przed bitwą i doda siły.
Nie ma nikogo, by łzy moje otrzeć,
uciszyć myśli - by nie wątpiły.
Serce me chciało na skrzydłach ptaków
wzlecieć do Ciebie i być przy Tobie !
Mogłabym walczyć pośród twych znaków,
lub w jakimś innym przydać sposobie...
Toran mnie trzyma ! Pójść nie pozwala !
Mam prawo walczyć razem z mym ludem !...
Czy jeszcze jest gdzieś jakaś ofiara,
która pozwoli zdziałać coś cudem ?
Wiedz, mój kochany, że jestem twoja !
Czekać Cię będę zawsze i wszędzie.
Niech moja miłość chroni jak zbroja
a Twoja - zawsze mym wsparciem będzie...(..)"
* * *
niedziela, 11 listopada 2007
Rozdz. 5: KARAKAL I KSIĄŻĘ cz.1
Jeżeli kochasz, kochasz gorąco,
jeżeli pragniesz żyć dla kochanej,
to nie ulegniesz mieczy tysiącom,
to i z tysiącem wygrać ci dane.
Problem nam w życiu inny doskwiera:
kiedy kochamy jedną, jedyną
i ... nagle ! Drugi obraz dociera !
Serce się wiąże z drugą dziewczyną.
Organ podzielić ? Och, trudno będzie !
Lecz jeśli serce ma się ogromne,
obie wybranki nosi się wszędzie.
Do każdej woła:- "Pamiętaj o mnie !" -
- Droga szeroka też niebezpieczna -
zwrócił Karakal się do Roksany -
- jakiś toporek, strzała zdradziecka
i jesteś, bracie, ugotowany ! -
Jedź więc środkiem, na lewo zerkaj,
mój wzrok na prawo uważać będzie... -
W męskim przebraniu, udając giermka,
z łukiem na plecach Roksana wszędzie
mogła oszukać mężczyzny oko.
Trakt jakoś dziwnie opustoszały,
tylko na niebie, w górze, wysoko
jakąś złą wróżbę ptaki krakały.
I choć słońce mile przygrzewało,
drobne zwierzę ruszało zawzięcie,
to powietrze parne jednak stało,
jak jakiegoś nieszczęścia poczęcie.
- Słyszysz ten hałas i dźwięk oręża ? -
Roksana wodze ściągnęła konia. -
- Słyszę ! A widzę także i męża
na czatach, patrzącego na błonia.
Łukiem zatrzymaj go, aby czekał,
aż się przekonam, co tam się stało !
Lecz jak się ruszy, wtedy nie zwlekaj... -
- Jakby tego było jeszcze mało,
wzmogły się krzyki, rozległy jęki.
Jacyś ranni pomocy wzywali,
by im zabrano ciała udręki...
Karakal ujrzał, jak okrążali
żołdacy samotnego rycerza !
Samotnego, bo towarzysz jego
wśród innych zbójców na trakcie leżał.
I nie mógł Karakal znieść tego !
Okrzykiem gromkim skupił uwagę
atakujących, a miecz zaśpiewał
pieśń śmierci pod morderców rozwagę !
Zaskoczeni ! Nikt się nie spodziewał
interwencji takiego olbrzyma !
Próbowali mu drogę zastąpić,
lecz parł przed siebie - nikt nie wytrzymał
siły jego ciosu. A też wątpić
należało, czy szybkość są w stanie...
Ocalony rannych szybko dobił...
- Czy powinieneś tak czynić, panie ? -
- Karakal zadrżał, chociaż nie z trwogi -
- Można było uzyskać języka...
Mój towarzysz trzyma z nich jednego. -
- Adrian z Balti jestem - tak wynika,
że jesteś zbawcą życia mojego...
Mszczę się za brata zamordowanie !
A twoje imię ? - - Karakal jestem
z Vinlandii. - - Więc jesteśmy krajanie ! -
Karakal drogę mu wskazał gestem.
- Mój towarzysz Roksa kogoś trzyma !
Nie wiemy, kto jest ani dlaczego
rozboju się na gościńcu imał ? -
- Są to żołnierze i wiem do tego,
że za rozkazem zabijać mają
wszystkich rycerzy i najemników,
którzy w Vinlandii dotąd mieszkają. -
- Książę Alardi cicho, bez krzyku
dwie spore armie na nas szykuje !
Ale i oto mój kompan w drodze !
Roksa, czy jeniec czegoś nie knuje ? -
- Nie ! Na początku groził mi srodze,
lecz nauczyłem trutnia pokory !
Kazałem ostro zastrugać kołek
i siąść na niego ! Nie jest zbyt spory. -
Po salwie śmiechu, poklepywaniach,
biednego jeńca zwolniono z męki,
lecz nie uniknął jednak związania,
Chociaż jeść dostał z Roksany ręki.
Obóz rozbito nieco od szlaku,
aby uradzić, co zrobić można.
- Żołnierzy Bundii jak polnych maków,
już jedna armia jest bardzo groźna.
Muszę się dostać razem z kompanem
przed namiestnika Tiry oblicze...-
Adrian zaprzeczył: - Nie będzie dane !
Dworacy ciebie odprawią z niczym !
I mnie, rycerza, to samo czeka,
bo nie posiadam zamków, majątku...-
- Szybciej coś radźcie, bo czas ucieka ! -
- Roksana do nich. - Więc od początku !
Ja proponuję założyć grupę:
Tańczę i śpiewam w roli kobiety,
ty im Adrianie zachwalisz trupę,
Karakal zagra postać atlety.
Zawsze cyrkowców chętnie przyjmują,
aby umilić sobie wieczory...
Czy wam pomysły moje pasują ?...
Ci oniemieli... Minął czas spory
zanim "Genialne !" razem orzekli
a gratulacjom nie było końca !
Wnet wzięli jeńca (chociaż się pieklił)
i wyruszyli z zachodem słońca.
Po pół dnia drogi Monstrum nadeszło,
medytowało chwilę nad tropem,
który stanowił dla niego przeszłość...
Ale czy będzie dla niego "potem" ?
.............*............*............... *
.
Gdy przekroczyli granice krajów,
przez wzgląd na jeńca, z dala od ludzi,
weszli do świata oliwnych gajów,
pieśni, muzyki (co miłość budzi).
I inny naród chyba tu mieszkał ?
Skory do śmiechu i do zabawy,
dbały o czystość, zawartość mieszka,
patrzący w przyszłość nie bez obawy.
Nasi wędrowcy wnet zamieszkali
w podmiejskim dworku Adriana krewnych.
Karakal z "Roksą" się gotowali,
Adrian ich występ szykował pewny.
Książę Teodor mówił niedawno,
że jest mu nudno, jak psu w południe.
Szambelan przyznał, że występ łatwo
rozbawi Księcia i będzie cudnie.
Roksana zdjęła męskie odzienie
i założyła kobiece stroje
a wyglądała ślicznie szalenie,
że każdy o nią toczyłby boje.
Gdy Adrian wrócił od szambelana,
to, mówiąc krótko, był zaskoczony -
- Jeżeli szukać chwila jest dana,
to takiej szukać musiałbym żony ! -
A twarz Roksany pąsowa była,
pierś falowała jakby po biegu,
na Karakala okiem strzeliła -
("Warto żałować tamtego śniegu ?")
Wkrótce do zamku przyszło wezwanie,
gdzie się zebrała rzesza niemała.
Z najlepszych rodów panowie, panie...
Ba ! Słowem Tiry śmietanka cała.
Gdy przyszła kolej na Karakala,
to miotał w górę głazy ogromne
a co wyrzucił łapać się starał,
lub uskakiwał bardzo przytomnie.
Ale gdy przyszła Roksany kolej
cisza zaległa między widzami...
Biała suknia, diadem na czole -
- wszyscy nią byli oczarowani.
I popłynęła pieśń o miłości,
tęskna, choć mocna jak morska fala,
ujmując serca księcia i gości -
- więc wam choć słowa przytoczę zaraz:
.
........Odległy ton -
........- to bębnów gra.
........Opuszczam dom.
........I ty, jak ja.
........Miłości wróć
........wprost pod mój próg !
.
Ty kiedyś miałeś mnie
w ramionach swych.
Nie powiedział jednak nikt,
że miłość to ty !
Teraz skryłeś się
za siną dal.
Potargałeś moje sny -
- czegoś mi żal.
........Odległy ton...
Bo miłość jedna jest
na wieczny czas.
Ważne gdzie nas rzuci los,
bo kocha się raz !
Kiedy wrócę tu
za tysiąc lat,
tylko z tobą pragnę żyć,
z tobą mój świat.
........Odległy ton...
.
Wszyscy zastygli w pieśń zasłuchani,
bo choć Roksana śpiewać skończyła,
melodia biegła, płynęła dla nich...
w sensie istnienia pustkę stworzyła.
Adrian wciąż patrzył jak urzeczony...
Płomień się tlący, rozgorzał żarem !
- Nie chcę, ja nie chcę mieć innej żony !
(Ale co zrobić z tym Karakalem ?) -
Po przedstawieniu książę Teodor
zaprosił wszystkich do sal biesiadnych.
To było zgodne z ówczesną modą l
udzi bywałych oraz układnych.
Pełen podziwu dla Karakala
posadził jego po swej prawicy,
z lewej siedziała żona Mistala,
Adrian z Roksaną po jej lewicy.
Widział Karakal rycerza dzieła -
- jak usługiwał, jak się uśmiechał...
Roksana wdzięcznie ten gest przyjęła.
Widać starania poznały echa !
A przed oczami miał postać Yandy,
razem spędzone z sobą godziny...
Wyczekał chwilę sposobną aby
posłać tej parze uśmiech życzliwy.
- Racz mości Książę zwrócić uwagę !
Nie dla pokazu tu przybyliśmy.
Książę Alardi szykuje zwadę,
więc szybko wici, Książę, roześlij ! -
Teodor zastygł, staksował wzrokiem,
po czym przeprosił wszystkich zebranych
i szeptem odrzekł: - Pierwszym mym krokiem
będzie narada - zbieranie danych.
Wieczorem, kiedy gwiazdy świeciły,
Adrian Roksanę wiódł po ogrodzie.
Kwiaty pachniały, pnącza się wiły
a serca biły - nie tak jak co dzień !
- Roksano miła, wybacz, szaleję
ale miłości zgubić nie zdołam !
A wicher we mnie wzbiera i wieje !
Czy serce twoje kochać podoła ?
Bądź mą królową, choć nie ma zamku !
Bądź jasną gwiazdą mojego nieba !
Jesteś na wieki moją wybranką.
Ciebie ja kocham, ciebie mi trzeba ! -
- I ty, Adrianie, jesteś mi miły !
Lecz Karakala spytać wypada,
bo opiekunem był z całej siły.
Wysłuchać jego - to dobra rada ! -
I nie zwlekając weszli do izby,
tam gdzie Karakal miecz ostrzył pilnie.
- Wiesz, Karakalu, ty nie wiesz..-- Czyżby ?
Wszelkiego dobra życzę usilnie ! -
I zobaczyli uśmiech szeroki
i rozłożone szczerze ramiona...
- Jeśli Roksana chce pójść w te kroki,
niech wasza droga błogosławiona... ! -
- Lecz czas do wojny wnet się wykruszy !
Ty do stolicy jedź stąd Adrianie.
Wnet do Ohelii z wolontariuszy
i kto tam będzie, niech w tydzień stanie.
Mam pewne plany, aby Aladra,
co z częścią armii pragnie Vinnicji,
choć z niego książę i dusza harda,
zmusić do zwrotu ku swej granicy.
Zaraz wyruszę przez wschodnią bramę
a ty Roksanę zabierz bezpieczną.
Pragnę, by Monstrum, jeśli mu dane,
zrobiło jedną rzecz pożyteczną ! -
Kiedy przed bramą Monstrum stanęło
o świcie, straże hasła żądały...
Lecz... powęszyło, coś tam mruknęło
i tu skręciło o kącik mały.
........*.......... *.......... *
sobota, 3 listopada 2007
Rozdz. 4: KARAKAL I POŚCIG cz. 2
Przez gęste jary i liczne rzeki
Pogórzy Brasovii i Satustanu
jeździec, to bliski, to znów daleki,
jedzie - nie służąc żadnemu panu.
A kiedy wyższe szczyty odwiedza
i bystrym wzrokiem rzuca za siebie,
wie, że z pogoni na karku siedzą.
Wie też, że teraz sam jest w potrzebie.
A hen, w oddali na horyzoncie
Monstrum powoli, ale uparcie...
Jakby mówiło: - Wy teraz gońcie !
To później moje..., albo też czarcie !
Karakal znowu zatacza koło,
mniejsze lub większe, w lewo lub w prawo.
To wnet uderza w pościgu czoło,
z boku lub z tyłu, cicho i żwawo.
Atakiem w nocy też nie pogardzi,
krusząc morale jak i szeregi.
A choć żołdacy w rzemiośle twardzi -
- krwią swą ostatni barwi gór śniegi.
- Kim wy jesteście i kto was przysłał ?
Co za pokraka za wami bieży ?
Mów ! Zanim iskra twa życia prysła... -
- To... mag Polini... wysłał żołnierzy...
Zemsta za Księcia... - i tutaj skonał.
Karakal zebrał racje żywności,
oraz obroku dla swego konia.
- A teraz w góry, nim dotrze pościg !-
* * *
Monstrum dążyło z determinacją
nie śpiąc, nie jedząc, szczęściem powoli.
- Kto zresztą trafi za magii racją ?
Już bardziej z Yandą rozstanie boli... -
- myślał Karakal na szczycie skały.
W dole wodospad zrzucał swe wody,
tworząc zalewik, nawet nie mały -
środek głęboki, przy plaży brody.
A w głębi drzewek i krzaków licznych...
Karakal oczom własnym nie wierzy !...
Z braćmi Roksana o kształtach ślicznych
i ustach pełnych, jak owoc świeży !
Miał się rozejrzeć za zejściem z turni,
gdy chrzęst kamieni z tyłu usłyszał !
Przed ciężkim mieczem ledwo wziął unik...
To było Monstrum ! Nawet nie dyszał !
I zdumiewali się potem ludzie,
że rozbrzmiewały w dzień jasny gromy !
O walce mocarzy - jako o cudzie -
ówcześni spisali ogromne tomy.
Miecz w miecz uderzał z ogromną siłą,
wzrok nie zdążył za ruchem szermierzy.
Ciało Karakala też duże było,
lecz z Monstrum nie mógł się nawet mierzyć.
- Co u tatusia, Polini maga ? -
spytał z przekąsem między sztychami.
Ryk był odzewem ! - Odrzec wypada !
Czyżby się żyło między chamami ?! -
Unik i cięcie, sztych i zasłona,
przewrót i odskok, kopnięcie w udo -
- lecz u potwora skóra zielona
potu nie zazna... Co to za cudo ?!
Wtem jakiś rwetes wzmógł się na dole
pośród Iberów, którzy zdumieni
widzieli walkę na skalnym kole !
Ktoś atakował ? Choć rozproszeni,
lecz - bitne plemię - walkę podjęli,
mimo, że każdy z nich był na wielu.
Tu łuk Roksany wrogów podzielił
na tych bezpiecznych i tych - na celu.
Karakal rzucił okiem - starczyło !
Potwór go podciął - miecz mu wyłuskał,
który pofrunął ... (-Jasna mogiło !-)
i już po chwili w wodzie zapluskał !
Swój podniósł potwór ! Ostatnie cięcie !
Coraz to bliżej ofiary kroczył !
Obrót Karakal zrobił na pięcie
i... do jeziora za mieczem skoczył !
Na brzegu walka w pełni już wrzała,
kiedy zanurzał się w wód odmęty...
Widział Roksanę w jakichś opałach !
Gdzie jesteś mieczu, mieczu przeklęty ?
W toni głębokiej, na piasku czystym
kilka szkieletów ludzi, nie-ludzi...
O, jest już oręż ! Wtem łeb, jak glisty,
z ostrymi kłami, co grozę budzi,
na długiej szyi, z rybim tułowiem...
Ledwo go odbił głownią swej broni,
na grzbiet popłynął...Któż to opowie,
jaką to walkę stoczyli w toni !!
Kiedy wypłynął, zaległa cisza.
Czas jakby stanął, wraz z walczącymi...
Obcy uciekli, lecz radość prysła. -
- Gdzie jest Roksana ? - Nie między nimi !
Ofiar nie było a brak humorów.
Rany odnieśli poważne bardzo,
lecz brak kobiety - stratą honoru
i dla niej śmiercią nawet pogardzą.
Wśród rannych wrogów kilku przeżyło -
- wzięci w obroty wszystko wydali:
- Część naszych ludzi wodą przybyło...
Z dziewczyną - tratwą stąd odpływali... -
- powiedział jeden, nie bez przymusu.
- Ilu ich było? - Karakal pytał -
- Czy to zlecenie - swego pomysłu ? -
- Raporty szpiegów Alardi czytał...
To nowy książę na Bundii tronie,
co cichy atak Yandzie szykuje
a lubi dziewki - zatęsknił do niej...
Pytał się, jak Iberka smakuje ! -
Porwali miecze oraz topory,
Karakal wymógł na nich milczenie:
- Stąd do Vinlandii kawałek spory
a trzeba Yandzie dać ostrzeżenie !
Stąd się oddalcie w tejże godzinie,
bo za mną z góry Monstrum już kroczy.
Bądźcie w Vinnycji nim tydzień minie !
(Czemu do wody potwór nie skoczył ?)
Ruszę za grupą, co ją porwała...
Monstrum i tak się za mną powlecze.
Sądzę, że wodą jej droga cała -
- na wolnym nurcie mi nie uciecze ! -
Ranieni obcy w miejscu zostali,
nie biorąc słów ostrzeżeń poważnie
a pozostali tu się rozstali,
choć, tym co w grupie, zawsze jest raźniej.
* * *
Tuman mgły zalega okolice
rzeki Seret - tak ją lud nazywa.
Błędne ogniki płoną jak świece,
każdy własną duszę martwą wzywa.
A upiory snują swoje cienie,
wsparte smętnym wyciem do Księżyca...
Lecz czy będzie dane im zbawienie ?
Czy na wieczność sine będą lica ?
Coś gdzieniegdzie wodę dziwnie burzy...
Gdzieś czasami trzask łamanych kości...
Tym co wtargną, zawsze śmierć wywróży,
zapewniając drogę do nicości.
Wśród diabelskich jęków tej topieli
ktoś samotny gna, pracując wiosłem...
Już trzykrotnie musiał mieczem zdzielić
napastników. A brzegi porosłe
kępami sitowia pozwalały
podejść blisko - na odległość ręki.
Droga trudna, wysiłek niemały,
lecz Karakal inne miał udręki !
Jak odbić brankę, chroniąc jej życie ?
Pokonany często zemsty szuka ...
Zbirów ujrzał nazajutrz o świcie;
tratwą wielką kluczyć - to jest sztuka !
Karakal płynął na jednej kłodzie
a widząc grupę, w gęstym sitowiu
maskując się pilnie, legł na wodzie...
Obserwował !... I był w pogotowiu !
W południe banda rozbiła obóz,
wystawiwszy wartę z dwóch żołnierzy.
Jemu było łatwo zabić obu,
lecz wiedział, że Monstrum tu przybieży.
A Roksana wściekła, pewnie zdrowa
(widać Księciu mieli dowieźć całą),
traktowana była jak królowa !
Karakalowi minąć zostało
grupę i skryć po drugiej ich stronie...
- Kupę złota nam Książę zapłaci ! -
- Czyżby miłością tak pałał do niej ? -
- Czy to ważne ? Będziemy bogaci !
Jak się znudzi, to nam podaruje ! -
Rechot się poniósł, gorzałka lała...
- Cicho chamy ! Skórę wygarbuję
jak piśnie ktoś głośniej ! Jak ścigała
nas grupa Iberów, to usłyszy...
Zamilkli wszyscy. U Karakala
nadal brzmiał głos herszta pośród ciszy...
Niknie ten obóz a myśl pozwala
sięgnąć wstecz poprzez przestrzeń i lata,
poprzez stepy rozległe do jaru,
gdzie nad grobem rodziców poświata:
twarz zabójcy - herszta !! Resztka czaru...
Gniew Karakala szybko nabrzmiewa !
Dłoń miecz zaciska ! Nogi do skoku...
i twarz Roksany, wtedy, gdy śpiewa...
Rozum powraca, rzuca niepokój...
- Złoto popłynie do nas strumieniem,
kiedy Vinlandię złupimy całą.
Przy naszej armii Yanda jest cieniem,
bo u Księżniczki żołnierzy mało. -
- Słuchał Karakal z miną ponurą.
- Książę Alardi z jej częścią ruszy
zająć stolicę a armia, którą
skieruje na wschód - porty rozkruszy. -
Aaa...!! Krzyk śmierci ! I banda powstała !
Zza drzew wyskoczył wartownik drugi
blady jak śmierć, co go całowała...
...i raptem padł na krwi własnej strugi !
Karakal śmiał się ! (- "Zemszczę się srodze!"-)
Monstrum, z mieczem skrwawionym w swych dłoniach,
parło ku niemu ! Lecz na swej drodze
miało bandę, zaprawioną w bojach !
Połowa z łuków szyła strzałami,
reszta stworzyła szybko półkole.
Potwór, choć jak jeż naszpikowany,
parł przed siebie z szatańskim uporem,
wyrywając groty i tnąc wszystko,
co podeszło na odległość miecza.
Ignorował topory a blisko
uwięzło kilka. - Po nogach siekać ! -
- głos herszta - Linami to obalić ! -
Tu ochrona Roksany nie zwleka,
chcąc własną skórę jeszcze ocalić...
I na tą chwilę Karakal czekał !
Połowa bandy już martwa leży -
- Trudno mówić o potwora szkodzie !
A Karakal ku Roksanie bieży,
więzy przecina, wiezie na kłodzie
na brzeg drugi, gdzie będzie bezpieczna...
Widać jak Monstrum dobija rannych -
- postać spokojna, niemal stateczna !
Wzrok jego szuka olbrzyma ? Panny ?
Postacie owe ledwo omiata,
idąc wzdłuż brzegu do przeznaczenia.
- Przeszłam z tą bandą prawie pół świata,
bo mam wybawcę, niestety, lenia ! -
- krzyknęła, bijąc dwiema piąstkami.
Aż Śmierć, co właśnie szła sobie drogą,
wstrząsnęła głową - "Nad logikami
logika kobiet" -... - Nie bądź surową.
Za tobą szedłbym przez świat nasz cały ! -
- podszedł Karakal i wziął na ręce.
- Przed nami kawał drogi niemały,
by ujść pogoni zemsty książęcej.-
A zachodzące słońce dojrzało
cień długi - na wschód maszerował !
Wstydliwie za chmury się schowało,
bo cień krótki - ten długi całował...
Pogórzy Brasovii i Satustanu
jeździec, to bliski, to znów daleki,
jedzie - nie służąc żadnemu panu.
A kiedy wyższe szczyty odwiedza
i bystrym wzrokiem rzuca za siebie,
wie, że z pogoni na karku siedzą.
Wie też, że teraz sam jest w potrzebie.
A hen, w oddali na horyzoncie
Monstrum powoli, ale uparcie...
Jakby mówiło: - Wy teraz gońcie !
To później moje..., albo też czarcie !
Karakal znowu zatacza koło,
mniejsze lub większe, w lewo lub w prawo.
To wnet uderza w pościgu czoło,
z boku lub z tyłu, cicho i żwawo.
Atakiem w nocy też nie pogardzi,
krusząc morale jak i szeregi.
A choć żołdacy w rzemiośle twardzi -
- krwią swą ostatni barwi gór śniegi.
- Kim wy jesteście i kto was przysłał ?
Co za pokraka za wami bieży ?
Mów ! Zanim iskra twa życia prysła... -
- To... mag Polini... wysłał żołnierzy...
Zemsta za Księcia... - i tutaj skonał.
Karakal zebrał racje żywności,
oraz obroku dla swego konia.
- A teraz w góry, nim dotrze pościg !-
* * *
Monstrum dążyło z determinacją
nie śpiąc, nie jedząc, szczęściem powoli.
- Kto zresztą trafi za magii racją ?
Już bardziej z Yandą rozstanie boli... -
- myślał Karakal na szczycie skały.
W dole wodospad zrzucał swe wody,
tworząc zalewik, nawet nie mały -
środek głęboki, przy plaży brody.
A w głębi drzewek i krzaków licznych...
Karakal oczom własnym nie wierzy !...
Z braćmi Roksana o kształtach ślicznych
i ustach pełnych, jak owoc świeży !
Miał się rozejrzeć za zejściem z turni,
gdy chrzęst kamieni z tyłu usłyszał !
Przed ciężkim mieczem ledwo wziął unik...
To było Monstrum ! Nawet nie dyszał !
I zdumiewali się potem ludzie,
że rozbrzmiewały w dzień jasny gromy !
O walce mocarzy - jako o cudzie -
ówcześni spisali ogromne tomy.
Miecz w miecz uderzał z ogromną siłą,
wzrok nie zdążył za ruchem szermierzy.
Ciało Karakala też duże było,
lecz z Monstrum nie mógł się nawet mierzyć.
- Co u tatusia, Polini maga ? -
spytał z przekąsem między sztychami.
Ryk był odzewem ! - Odrzec wypada !
Czyżby się żyło między chamami ?! -
Unik i cięcie, sztych i zasłona,
przewrót i odskok, kopnięcie w udo -
- lecz u potwora skóra zielona
potu nie zazna... Co to za cudo ?!
Wtem jakiś rwetes wzmógł się na dole
pośród Iberów, którzy zdumieni
widzieli walkę na skalnym kole !
Ktoś atakował ? Choć rozproszeni,
lecz - bitne plemię - walkę podjęli,
mimo, że każdy z nich był na wielu.
Tu łuk Roksany wrogów podzielił
na tych bezpiecznych i tych - na celu.
Karakal rzucił okiem - starczyło !
Potwór go podciął - miecz mu wyłuskał,
który pofrunął ... (-Jasna mogiło !-)
i już po chwili w wodzie zapluskał !
Swój podniósł potwór ! Ostatnie cięcie !
Coraz to bliżej ofiary kroczył !
Obrót Karakal zrobił na pięcie
i... do jeziora za mieczem skoczył !
Na brzegu walka w pełni już wrzała,
kiedy zanurzał się w wód odmęty...
Widział Roksanę w jakichś opałach !
Gdzie jesteś mieczu, mieczu przeklęty ?
W toni głębokiej, na piasku czystym
kilka szkieletów ludzi, nie-ludzi...
O, jest już oręż ! Wtem łeb, jak glisty,
z ostrymi kłami, co grozę budzi,
na długiej szyi, z rybim tułowiem...
Ledwo go odbił głownią swej broni,
na grzbiet popłynął...Któż to opowie,
jaką to walkę stoczyli w toni !!
Kiedy wypłynął, zaległa cisza.
Czas jakby stanął, wraz z walczącymi...
Obcy uciekli, lecz radość prysła. -
- Gdzie jest Roksana ? - Nie między nimi !
Ofiar nie było a brak humorów.
Rany odnieśli poważne bardzo,
lecz brak kobiety - stratą honoru
i dla niej śmiercią nawet pogardzą.
Wśród rannych wrogów kilku przeżyło -
- wzięci w obroty wszystko wydali:
- Część naszych ludzi wodą przybyło...
Z dziewczyną - tratwą stąd odpływali... -
- powiedział jeden, nie bez przymusu.
- Ilu ich było? - Karakal pytał -
- Czy to zlecenie - swego pomysłu ? -
- Raporty szpiegów Alardi czytał...
To nowy książę na Bundii tronie,
co cichy atak Yandzie szykuje
a lubi dziewki - zatęsknił do niej...
Pytał się, jak Iberka smakuje ! -
Porwali miecze oraz topory,
Karakal wymógł na nich milczenie:
- Stąd do Vinlandii kawałek spory
a trzeba Yandzie dać ostrzeżenie !
Stąd się oddalcie w tejże godzinie,
bo za mną z góry Monstrum już kroczy.
Bądźcie w Vinnycji nim tydzień minie !
(Czemu do wody potwór nie skoczył ?)
Ruszę za grupą, co ją porwała...
Monstrum i tak się za mną powlecze.
Sądzę, że wodą jej droga cała -
- na wolnym nurcie mi nie uciecze ! -
Ranieni obcy w miejscu zostali,
nie biorąc słów ostrzeżeń poważnie
a pozostali tu się rozstali,
choć, tym co w grupie, zawsze jest raźniej.
* * *
Tuman mgły zalega okolice
rzeki Seret - tak ją lud nazywa.
Błędne ogniki płoną jak świece,
każdy własną duszę martwą wzywa.
A upiory snują swoje cienie,
wsparte smętnym wyciem do Księżyca...
Lecz czy będzie dane im zbawienie ?
Czy na wieczność sine będą lica ?
Coś gdzieniegdzie wodę dziwnie burzy...
Gdzieś czasami trzask łamanych kości...
Tym co wtargną, zawsze śmierć wywróży,
zapewniając drogę do nicości.
Wśród diabelskich jęków tej topieli
ktoś samotny gna, pracując wiosłem...
Już trzykrotnie musiał mieczem zdzielić
napastników. A brzegi porosłe
kępami sitowia pozwalały
podejść blisko - na odległość ręki.
Droga trudna, wysiłek niemały,
lecz Karakal inne miał udręki !
Jak odbić brankę, chroniąc jej życie ?
Pokonany często zemsty szuka ...
Zbirów ujrzał nazajutrz o świcie;
tratwą wielką kluczyć - to jest sztuka !
Karakal płynął na jednej kłodzie
a widząc grupę, w gęstym sitowiu
maskując się pilnie, legł na wodzie...
Obserwował !... I był w pogotowiu !
W południe banda rozbiła obóz,
wystawiwszy wartę z dwóch żołnierzy.
Jemu było łatwo zabić obu,
lecz wiedział, że Monstrum tu przybieży.
A Roksana wściekła, pewnie zdrowa
(widać Księciu mieli dowieźć całą),
traktowana była jak królowa !
Karakalowi minąć zostało
grupę i skryć po drugiej ich stronie...
- Kupę złota nam Książę zapłaci ! -
- Czyżby miłością tak pałał do niej ? -
- Czy to ważne ? Będziemy bogaci !
Jak się znudzi, to nam podaruje ! -
Rechot się poniósł, gorzałka lała...
- Cicho chamy ! Skórę wygarbuję
jak piśnie ktoś głośniej ! Jak ścigała
nas grupa Iberów, to usłyszy...
Zamilkli wszyscy. U Karakala
nadal brzmiał głos herszta pośród ciszy...
Niknie ten obóz a myśl pozwala
sięgnąć wstecz poprzez przestrzeń i lata,
poprzez stepy rozległe do jaru,
gdzie nad grobem rodziców poświata:
twarz zabójcy - herszta !! Resztka czaru...
Gniew Karakala szybko nabrzmiewa !
Dłoń miecz zaciska ! Nogi do skoku...
i twarz Roksany, wtedy, gdy śpiewa...
Rozum powraca, rzuca niepokój...
- Złoto popłynie do nas strumieniem,
kiedy Vinlandię złupimy całą.
Przy naszej armii Yanda jest cieniem,
bo u Księżniczki żołnierzy mało. -
- Słuchał Karakal z miną ponurą.
- Książę Alardi z jej częścią ruszy
zająć stolicę a armia, którą
skieruje na wschód - porty rozkruszy. -
Aaa...!! Krzyk śmierci ! I banda powstała !
Zza drzew wyskoczył wartownik drugi
blady jak śmierć, co go całowała...
...i raptem padł na krwi własnej strugi !
Karakal śmiał się ! (- "Zemszczę się srodze!"-)
Monstrum, z mieczem skrwawionym w swych dłoniach,
parło ku niemu ! Lecz na swej drodze
miało bandę, zaprawioną w bojach !
Połowa z łuków szyła strzałami,
reszta stworzyła szybko półkole.
Potwór, choć jak jeż naszpikowany,
parł przed siebie z szatańskim uporem,
wyrywając groty i tnąc wszystko,
co podeszło na odległość miecza.
Ignorował topory a blisko
uwięzło kilka. - Po nogach siekać ! -
- głos herszta - Linami to obalić ! -
Tu ochrona Roksany nie zwleka,
chcąc własną skórę jeszcze ocalić...
I na tą chwilę Karakal czekał !
Połowa bandy już martwa leży -
- Trudno mówić o potwora szkodzie !
A Karakal ku Roksanie bieży,
więzy przecina, wiezie na kłodzie
na brzeg drugi, gdzie będzie bezpieczna...
Widać jak Monstrum dobija rannych -
- postać spokojna, niemal stateczna !
Wzrok jego szuka olbrzyma ? Panny ?
Postacie owe ledwo omiata,
idąc wzdłuż brzegu do przeznaczenia.
- Przeszłam z tą bandą prawie pół świata,
bo mam wybawcę, niestety, lenia ! -
- krzyknęła, bijąc dwiema piąstkami.
Aż Śmierć, co właśnie szła sobie drogą,
wstrząsnęła głową - "Nad logikami
logika kobiet" -... - Nie bądź surową.
Za tobą szedłbym przez świat nasz cały ! -
- podszedł Karakal i wziął na ręce.
- Przed nami kawał drogi niemały,
by ujść pogoni zemsty książęcej.-
A zachodzące słońce dojrzało
cień długi - na wschód maszerował !
Wstydliwie za chmury się schowało,
bo cień krótki - ten długi całował...
Subskrybuj:
Posty (Atom)