Karakal wolno do wnętrza się wsunął,
żegnany wzrokiem żyjących i martwych...
Niewiele zabrakło, aby tu runął
na krwi stwora, co był mieczem rozdarty.
Oczy powoli przywykły do mroku
aby ukazać mu obraz straszliwy -
- gromadzone przez wieki, rok po roku,
kości i broń tych, co nie wyszli żywi.
Zebrawszy więc kilkanaście kindżałów,
łuk zwiesiwszy przez plecy i kołczany,
doszedł do przeciwnej ściany pomału,
aż... do otworów o brzegach zszarpanych.
Smród z nich straszliwy - do zawrotów głowy,
grzyby świecące zmniejszały ciemności...
- Gdzież być może ? - wytężał swój wzrok sowi
i przy jednym skrawek sukni wśród kości
ujrzał i serce gwałtownie zabiło,
bo zbliżało do upragnionej walki.
Aurę widział - więc wszystko co żyło,
także głaz spory założył na barki.
Tysiąc kroków i trafił ! To pieczara !
Odszukał aurę żyjących tu istot...
Trzy były - księżniczka i stworów para !
W jedną celnie trzymanym głazem cisnął
aż się rozbryzgła ze wstrętnym mlaśnięciem.
Druga swe macki wysunęła żwawo !
Jedna groźnie zawisła nad dziewczęciem...
Karakal mieczem ciął nasadę z wprawą!
I tutaj czasu już mu nie starczyło,
gdy jedna z macek otoczyła ciało !
Na siłę straszną odpowiedział siłą,
strzelając w odwłok strzałę za strzałą !
- Żyjesz ? - wydyszał, z trudem znów powstając.
- Kimże ty jesteś ? - choć blada - pobladła.
- Karakal ! Pytać możesz - uciekając ! -
Podniósł miecz - By nas horda nie dopadła.-
Lecz było za późno. Powrót odcięto.
Z głębi korytarza stworów szurania
dały im znać, że, drogą niepojętą,
nauczyły się - porozumiewania !
- Stańcie, przeklęte ! Czy mnie rozumiecie ? -
- krzyknął w myślomowie siłą swej woli.
- Można inaczej przeżyć na tym świecie ! -
Aurę na zieloną zmienił powoli.
Lecz czerwień pałała, gdzie stwory wyszły.
- Zabić ! Jeść ! - na jego myśli naparło...
- Pal pochodnie ! - krzyknął... gdy iskry prysły,
wzięli po kilka. - To by tylko żarło ! -
- Spójrz - rzekła - Stwory zajęły trzy strony,
jakby do czwartej teraz zapraszały ! -
- Korytarz jest otworem zakończony !
Pędzą w pułapkę lub czegoś się bały ! -
Trzymając ogniem stwory w oddaleniu,
mimo, że miotały swymi mackami,
skryli się w bliskim korytarza cieniu.
Horda mogła wtargnąć tylko parami !
Żar i miecz respektu nauczyły chyba -
Karakal z Yandą pobiegli ! Czas naglił !
Wtem rozwidlenie dostarczyło gdybań...
Stanęli ! - Oceń w ogniu jak wiew żagli ! -
- Karakal zakrzyknął. - Chyba na prawo ! -
Więc biegli dalej prawym korytarzem
lecz stwory nie biegły teraz tak żwawo
i... stanęły dość nagle ! Pełnia marzeń !
Karakal u wylotu korytarza
wbił w ziemię pochodnie a dym wgłąb wchodził...
- Jakoś stwór wędzony rzadko się zdarza ...-
- Kar... !! - przerwany krzyk radość mu ochłodził,
bo w ramieniu ogromnego potwora
wiła się Yanda, bez szans uwolnienia !
- Teraz kindżałów będzie chyba pora -
- mruknął i z bezpiecznego oddalenia
zaczął miotać nożami. Pięć trafiło !
Odwłok ciężko krwawił - słabło już zwierzę.
Część ramion opadło. Yandę puściło,
która już bez sił opadła na leże.
Karakal, mieczem swym robiąc zasłony,
wskoczył na grzbiet potwora i straszną siłą
odrąbał łeb bestii! A zew szalony
skargi, przekleństwa czasu przemijania
przeszył mózgi stworów a także ludzi,
jako ich krwawa forma pojednania...
Karakal, chociaż bardzo się utrudził,
porwał Yandę w ramiona - horda wpadła
i zaczęła martwe szarpać na strzępy,
widać brakowało liczbie tej jadła.
Yanda z Karakalem teren przeklęty
opuścili śpiesznie a w drugiej grocie
napotkali cmentarz ofiar potworów.
Za szkieletami i bogactwa krociem,
widać, na świat żywych, kilka otworów !!
- Bogowie ! Gdzie moi ! Wszyscy zginęli ?-
- krzyknęła Yanda, załamując ręce...
- My na drugą stroną góry przebrnęli.
Lepiej bogom złóżmy ukłon w podzięce ! -
* * *
poniedziałek, 22 października 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz