środa, 31 października 2007

ROZDZ. 4: KARAKAL I POŚCIG cz. 1



Która właściwa droga człowieka ?
Jacy bogowie jego nią wiodą ?
A co NA  KOŃCU ? Co TAM nas czeka ?
I czy faktycznie idziemy drogą ?
Są punkty główne naszego życia.
Ot, taki zakręt ! I nowe tory.
Nikt nie uzyskał tego obycia:
- Przepaść przed tobą, czy jakieś fory ?
W mrok zapomnienia przechodzi przeszłość.
Może i lepiej ! Piętno wspomnienia
byłoby pętlą ! To co odeszło -
- na pewno drogę każdemu zmienia.

Jechał Karakal na czarnym koniu,
ominął miasta Brail i Galati.
Ale czy umknął Bundii pogoni
za to, że mieczem księcia ich stracił ?
Aby ją zgubić, szedł wzdłuż granicy.
Teraz już ostro na północ skręcił,
by wkrótce być w birladzkiej stanicy.
Trochę odpoczął i się pokręcił...
Gdy rekonesans miał w okolicy
i nad potokiem przechodził rano,
ujrzał JĄ w zakasanej spódnicy,
piorącą odzież (skąpo odzianą).
Imię Roksana znane tu było -
- grupie Iberów towarzyszyła.
Kiedy tańczyła, spod nóg iskrzyło,
pięknie śpiewała i była miła.

- Witaj ! - pozdrowił - Co tak o świcie... ?
Zamiast odpocząć po nocnych tańcach ? -
- No cóż, kobiety takie jest życie !
Praca i praca - z samego rańca.
A ciebie, którzy z bogów wzywali
o takiej porze, z mieczem przy boku ?
Czy należysz do tych, co pytali
o... Karakela, czy też... Karoku ? -
Nasz barbarzyńca ucha nadstawił,
nie mówiąc słowa, o kogo chodzi...
- Będę się dzisiaj znów w karczmie bawił.
Czy twa obecność mi to osłodzi ? -
- Będę, jak co dzień, z braćmi moimi.
Muzyką, tańcem, pieśnią i śmiechem
wszystkich mieszkańców zadowolimy !...
Uśmiech i głos jej poniosło echem...

Nie wrócił Karakal do siedziby;
dłużej by chwili tu nie zabawił.
Wnet do Bacau ruszyłby, gdyby
swego konia w mieście nie zostawił.
Gdy zmierzch już zapadł, północną bramą
wślizgnął się cieniem pod stajni wrota...
... - Jesteś Roksano zbyt piękną damą !
Ja, prawdę rzekłszy, jestem niecnota !! -
- To myśląc ruszył do karczmy bliskiej,
gdzie śpiew, muzykę Iberów słyszał.
Ujrzał Roksanę i serce czyste...
I rytm melodii go ukołysał:

"Ayay, Iberica !
To ja, twój Pablito !
O, wróć Carmencita !
Te doy corazón.

Tyle wspomnień i cudowna ziemia,
że me serce ciebie szukać chce.
Twe usta dają, bez wątpienia,
dawkę szczęścia, co upaja mnie !

Tak jak ty uderza morska fala,
złoto plaż swym ciepłem kusi też.
I piwo tutaj no es mala...
Jeśli tego pragniesz - to mnie bierz.

Pieśń ta znów porywa dusze szczere,
księżyc nam łagodny uśmiech śle...
Jedynie ciebie de mujeres...
Por favor, oye palabras te !

Ayay, Iberica !
To ja twój Pablito !
O, wróć Carmencita !
Te doy corazón." *) Objaśnienia na końcu.

Nie tylko śpiew rozgrzewał obecnych,
niektórzy nieźle mieli już w czubie !
A byli różni - o gębach niecnych,
dobrych, obdartych i w lisiej szubie...
Wspólna zabawa dobra i jadło
była spoiwem ras oraz kultur.
Więc siedział każdy, gdzie mu popadło
a dochodziło co chwila multum.

- Witaj, olbrzymie, zanim tu zaśniesz ! -
- pięknej Roksany uśmiech kuszący...
- Kiedy graliście myślałem właśnie.
Jak stworzyliście ten świat gorący,
co to porywa duszę i ciało ? -
- Nas to porywa, was nie do końca ... ! -
- oczy szerokie, spojrzenie chciało...
- Psie, byś nie ujrzał już nigdy Słońca !! -
- wrzasnął widz jakiś, rzucając nożem.
Karakal chwycił w locie ! Odrzucił !
- Trafiłeś zbója ! - szepnęła. - Może . -
A ten zacharczał i... się przewrócił.

Szybko wróciło wszystko do normy.
Lud był zwyczajny takich wydarzeń.
Przeżywał życie tylko pokorny,
chyba..., że pecha miał pośród marzeń.
- Zaśpiewaj jeszcze pieśń, co porywa ! -
- prosił Karakal śliczną Roksanę.
- W dalekich stronach będę przebywał,
nie wiem, czy będzie słuchać mi dane. -

Zbędne są nam wszelkie słowa,
by pojmować znów od nowa
myśli naszych sens;
przyjaźnimy się - na zawsze.

Kiedy spojrzysz w moje oczy,
wnet zobaczysz i wnet wkroczysz
w uczuć moich świat;
znamy się od lat - na zawsze.

Przyjaciel tu i teraz i na wieczny czas !
Złączeni duszą, chociaż los rozłączył nas,
bo w sercach został przecież po miłości ślad -
- Amigos para siempre.

Sięgam myślą do swych wspomnień...
Nigdy, nigdy nie zapomnę
czaru tamtych dni;
łączy nas ta nić - na zawsze.

Wciąż nurtują mnie pytania...
Czemu nadszedł czas rozstania ?
Mimo setek mil
jesteś bliski mi - na zawsze.

To twoja myśl rozgrzewa zawsze serce me !
Wiedziałam więc, że jesteś - teraz wiem już gdzie.
Choć żal, że nic nie odda nam minionych lat -
- Amigos para siempre.
- Amigos para siempre...

I płynęła pieśń w umilkłej sali...
Oczy mówiły więcej niż słowa...
Wszyscy w melodię się zasłuchali,
bo była piękna i była nowa...

Granie Iberów gawiedź zajęło.
Roksana w górę schodów wstąpiła,
spojrzenie postać miłą objęło...
Dłużej i... krótko ! Jakby... wątpiła.
Karakal uchwycił Roksany wzrok,
mimo, że patrzył na całą salę.
Przeciągnął ciało i... zrobił krok,
którego nie pożałował wcale...

(Wszedł za nią na górę,
natrafił w ciemności
na oddech gorący,
na miękkość jej ciała.
Sam dał sobie burę -
- Na Boga ! Nie dość ci ? -
Ten zniewalający
jej zapach, co miała...

I objął, przytulił
a zmysły zagrały,
całował jej włosy
i usta i twarz.
Rękoma się skuli,
jej usta oddały
i słów mokre pląsy -
- Co chciałeś - to masz !

Zrzucili, co mieli
przed progiem otwartych...
Sięgnęła, by zabrać
(By strzepnąć z nich kurz ?).
Lecz nic ich nie dzieli,
bo para zadartych...
- "Ach, pragnę to orać !" -
- Co ty ? Tak prędko już ? -

I oparł o ścianę,
by piersi sycące
całować, dotykać,
posuwać się w dół !
Już serce złamane
i paznokcie tnące,
nie daje coś stykać
się biodrom ! To czuł !

I ona to czuła,
sięgnęła... O Boże !
Był taki malutki
a teraz zwierzaczek !
Po główce głasnęła...
Czy większy być może ?
Hmm, gdyby dwa fiutki...
A ten jeszcze skacze !

Gorący, ruchliwy.
Kapturek zdejmuje -
- zakłada bez przerwy !
Jest taki układny ?
I gdzieś obok śliwy
się wcisnąć probuje
a wciąż pełen werwy !
Ach, jaki zaradny !

Uniosła swą nogę
by było wygodniej
a on coś, mój misio,
to góra, to dół !
Gdzie poznał tę drogę
i jest tak cudownie !
Całować to pysio,
by też lepiej czuł...

Za mało dotyku,
choć tak jesteś bliska.
Więc zróbmy kanapkę -
- masełko to ty !
I siedź na patyku,
twa dziurka tak śliska
a z włosów zrób chatkę
i spełnią się sny !

Ty w górze, ja w dole,
sto procent złączeni,
choć ciałem niewiele -
- ja w górę, ty w dół !
Przekątna po kole !
Niech nic się nie zmieni,
ekstaza na czele,
każdy to czuł, czuł, czuł, czuł, czuł, czuł....)
........................................

W nocy (na stepie ucho wprawione)
ciche zbudziły olbrzyma kroki.
Czy to osoby piwem zmorzone ?
Amant po miłość chodzący bokiem ?
Lecz przed ich drzwiami coś przystanęło !
Karakal z mieczem był obok ściany.
Złem i mściwością to Coś zionęło,
jakby stworzone magią, czarami !
Roksanie balkon Karakal wskazał,
palec na ustach kładąc wymownie.

- Ruszaj ! - ktoś komuś cicho rozkazał
i drzwi wypadły z trzaskiem, gwałtownie.
Do wnętrza wpadła czereda cała
na czele z monstrum nie z tego świata,
w sinej poświacie ślepie krwią pała...
Koszmar senny co w umyśle lata !
Karakal przepuścił całą zgraję,
wiedząc - miecz długi chce mieć przestrzeni.
Po schodach wpadł na pustą już salę.
Pustą ? Niestety ! Na sali, w sieni
tłumek żołdaków, wręcz z chęcią mordu
w oczach ! Karakal młynka zakręcił -
sztychy odbił, prócz jednego kordu,
który go ranił. Lecz nie zniechęcił
do błyskawicznych zmian swej pozycji,
kopnięć, uderzeń, rzucenia stołem...
Już leżą martwi i ranni liczni,
nie otoczyli go jednak kołem.
Widząc swą szansę już raczej nikłą
i kroków słysząc na schodach wiele,
wyskoczył na dwór i w mroku... zniknął.

     *                   *                       *

Brak komentarzy: